sobota, kwietnia 27, 2013

Rozdział VII

"Pozostając martwym"

Sakura szybko zrozumiała, że pozbycie się Sasuke z wioski wcale nie ułatwi sprawy, o której nikt nie miał pojęcia. Przed krótką podróżą stresowała się – jak zawsze, gdy powierzano jej zadanie, któremu niekoniecznie mogła podołać. Itachiego Uchihę widziała tylko na starej fotografii, którą ktoś dołączył do akt archiwalnych. Mimo to miała pewność, że pozna go bez trudu. W pamięć łatwo wrył się obraz bruneta, jaki dość znacząco przypominał swojego młodszego brata, za którym wtedy tak uporczywie tęskniła.
Opuściwszy swoje małe mieszkanie, zamykając je na klucz, obejrzała się niespokojnie. Chciała zdobyć pewność, że nikt nie dowie się o spotkaniu, jakie miało się odbyć. Teraz zdawała sobie sprawę, że to wcale nie obecność Sasuke mogłaby stanowić problem dla jej schadzki, ale jej własny strach.
Wieczór był blisko, a słońce zmieniało już swoje barwy, bawiąc się rzucaniem cieni tu i ówdzie. Pogoda nie sprzyjała długim spacerom, ale gdzieniegdzie na ulicy widać było w oddali kilka osób, które jednak za niewiele miały dziewczynę, która z przewrażliwieniem i fobią wręcz analizowała każdą twarz. Odetchnęła z ulgą, rozpoznając w nich niegroźnych, niezainteresowanych publiczną sprawą obywateli.

Na miejsce dotarła tak szybko, jak tylko szybko mogła biec. Bez trudu opracowała najkrótszą i względnie bezpieczną drogę, by dotrzeć w określoną okolicę prędzej od Itachiego. Nie mogła przecież wiedzieć, że czekał na nią, starannie ukrywając swoją obecność. Wpadłszy między ruiny niezidentyfikowanych budynków, które mogły mieć niegdyś duże znaczenie militarne, oparła dłonie na kolanach. Wytrzymałość nigdy nie była jej dobrą stroną, toteż potrzebowała chwili, by uspokoić serce. Owe nie biło w przyśpieszonym tempie tylko ze względu na dłuższy bieg, ale również na strach i niemałą niepewność co do tego, czego mogła spodziewać się po Itachim. Dla pewności szybko założyła rękawiczki i w krótki kucyk związała włosy, które ostatnimi czasy stały się kłopotliwe w walce przez swą postępującą długość.
– Nie krępuj się, nie pierwszy raz spotykam się z brakiem zaufania – zabrzmiał zimny głos, a po chwili ukazał się jego operator.
Sakura zadrżała, rozpoznała go od razu. Tak, jak się tego spodziewała, zmienił się w pewien sposób. Oczy miał inne – brązowe, nie należały do niego. Skradł je uzupełniając spustoszenie dokonane przez Sasuke. Sakura zdołała już poznać powód, dla którego młodszy z braci mógł bez zmartwień korzystać z rodowego dobra.
Na chwilę zrobiło jej się nieco głupio i na swój sposób nieswojo, bo Itachi, wzywając ją na to spotkanie, okazał jej względy, o których mogła dotąd tylko marzyć. Dopuszczenie do tak intymnych spraw wioski, jaką była kwestia uchihowska, było jej awansem, który teraz okazywał się ją przerastać.
Spuściła głowę – na pozór potulnie, ale wierząc, że w ten sposób bezkarnie będzie mogła analizować ruchy jego stóp w razie chęci ataku. Paniczny strach brał nad nią górę i niemal słyszała jak trzęsie się pod siłą jego wzroku. Grała przy tym odwagę, ulubioną jej cechę, której zawsze zazdrościła innym. Grała. Może nieco nieudolnie, bo nie przekonała nawet siebie samej.
Przed nią - skuloną w lekko garbatej postawie stał Itachi. Chudszy niż sobie wyobrażała, niż wnioskowała po zdjęciu i danych sprzed kilku lat. Wciąż tak samo wysoki, może jeszcze wyższy. Z może zbyt wyraźnymi aż rysami twarzy, które podkreślały zapadnięte oczy na tle zszarzałej cery. Mimo wyraźnych dowodów czynników, które nie działały korzystnie dla jego urody, pozostawało w nim coś niezwykłego, z czym nie warto było się kłócić. Była to swego rodzaju duma, której wręcz nie dało się mu odmówić. Dodawała blasku i wzbudzała jeszcze większy szacunek – zupełnie jakby był stworzony do bycia podziwianym.
Pewnej zmiany Sakura nie miała prawa dojrzeć, bo przecież nigdy nie poznała Itachiego. Na sobie nie miał już długiego płaszcza właściwego członkom Akatsuki. Zwyczajna koszulka w granatowym kolorze i czarne spodnie zastąpiły już dość dawno uniform organizacji.
– Sasuke jest w wiosce, prawda?
– Tak... Znaczy nie. Chwilowo znajduje się w Dzielnicach Tanzaku...
– Nieważne, nie chcę, żeby wiedział o tym spotkaniu. Ma wciąż myśleć, że pozostaję martwy.
Sakura zrobiła krzywą minę, wyzywając się swoim drugim „ja” za język, który stał się zbyt długi w chwili umierania. Miała świadomość, że właśnie ta wyjawiona informacja odwróciła bieg wydarzeń i gdyby nie to – po wiosce zostałby tylko zapach ruin, walki i rozkładających się ciał.
– On już wie – zaczęła ostrożnie, na co Itachi zmarszczył ciemne brwi. – Informacja o tobie nie mogła umrzeć wraz ze mną... Sam mówiłeś.
– Żyjesz!
Rzucone oskarżycielskim tonem słówko ukłuło. Do tej pory Haruno uważała swoją decyzję za najlepszą z tych możliwych i niemożliwych, które brała pod uwagę. W końcu wioska na jakiś czas ocalała, a i Sasuke przeżył i mógł cieszyć się jako taką wolnością, którą ofiarował mu Naruto.
– Nie mieliśmy go w to mieszać! Taki był mój warunek.
Próbowała szukać jasnych słów do wyrażenia wyjaśnienia, które swoją drogą Itachi doskonale znał, inaczej by go tu nie było. Przychodziło jej to nad wyraz opornie
– On też zasługuje na prawdę – zaczęła w końcu, wiedząc, że nie myślała o tym nawet, gdy zdradzała Sasuke tę niebywałą ciekawostkę. – Myślałam, że czas skończyć tę tragedię, którą ciągniecie od tak dawna. Już tak niewielu osób to naprawdę dotyczy, a tak wiele przez to cierpi. Sasuke powinien poznać prawdę, a potem sam zadecydować, co zrobi z tym fantem. Jest już dorosły, pogódź się z tym, że nie możesz kierować...
– Jesteś zbyt malutka – zaśmiał się pobłażliwie, siadając na porośniętej mchem pozostałością ściany. – Nie możesz aż tak mieszać się w sprawy dorosłych, Sakuro. Sasuke potrzebuje wiary w to, że mnie zabił.
– Itachi! On dobrze wie, że go chroniłeś od samego początku, że to dla niego.
Ten nie był zaskoczony, zupełnie tak, jakby wiedział o tym doskonale.
– Nie przybyłem tu po to, by rozmawiać o moim młodszym bracie, który nie ma tu najmniejszego znaczenia. Madara ma asa w rękawie, którego nie będzie nam łatwo wytrącić.
Użyty nieświadomie zaimek okazał się dodawać Sakurze otuchy. Tak naprawdę dopiero teraz odczuła, że jej rozmówca jest po tej samej stronie pola walki co ona. Usiadła naprzeciwko, odczuwając nieuzasadnione niczym zmęczenie. Wyczerpywały ją nerwy.
– Madara odnalazł Akamu...
Sakura nigdy nie wierzyła w opowieści o oku, które widzi wszystko. Traktowała je jak drugorzędną bajkę, którą niektórzy próbowali tłumaczyć niektóre tajemnicze zjawiska. Opowiadano o niezwykłej sile, jaką posiadało Akumu – stworzenie wyglądające jak człowiek, ale wiedzące wszystko. Poziom jego chakry był w stopniu doskonałym, niedoścignionym – takim jakiego żądni byli shinobi o wypaczonym umyśle.
– Nie wierzę...
– Czas zacząć.
– Jeśli uda mu się przekonać Akumu do współpracy, nie będzie przed nimi ratunku.
– Na korzyść działa to, że widzącego nie da się łatwo ugadać. Miejmy nadzieję, że zdołał zobaczyć w swych wizjach, kim jest Madara. Inaczej będziemy mu równie mało znaczący co on.
– Wszechwidzący... – westchnęła już tylko Sakura, rozumiejąc, że to wszystko, co Itachi ma do powiedzenia.

Paradoksalnie wszechwidzący był ślepcem, o czym zdołał się już przekonać zarówno Lee jak i Sasuke, którzy ze stosunkowo bezpiecznego miejsca przyglądali się Mirinowi i pozostałej dwójce już od kilkunastu godzin. Ich chakrę zagłuszała ogromna energia, która zdołała dziesiątki lat temu wydobyć się z zawieszonego w powietrzu ciała i oślepiać. To też sprawiało, że, będąc w ciemnym zaułku groty, byli niewidoczni dla tych, którzy pozostawali w jasnościach. Mieli jednak świadomość, że wyrocznia wie doskonale o ich obecności, choć w oczach z daleka widoczny był kolor źrenic i tęczówek utożsamiony z gałką.
– Nie jestem jeszcze zdecydowany! – Akumu nawet nie udawał zainteresowania Mirinem.
– Oni... bogowie śmierci są z tobą, ale odwrócą się, jeśli zrobisz coś wbrew nim. Oni już wybrali!
Chłopak wzdrygnął się na te słowa, przeraził się możliwością, że ktoś zna jego myśli lepiej niż on sam i w dodatku wie, co się stanie.
– On jest po stronie Madary i będzie robił to, co każe nasz pan, a nie bogowie śmierci.
Akumu zaśmiał się tak głośno, że mury zadrżały. Ściany pokryte były lepką, śmierdzącą słodką zgnilizną mazią, z którą właśnie zaznajamiał się Lee. Oparł się i szybko poczuł, jak kilkumilimetrowa warstwa owej mazi oblepia jego dłoń, jakby chciała pociągnąć ją w głąb siebie. Odskoczył, robiąc przy tym niemało hałasu. Uchiha znieruchomiał. Szybko zrozumieli, że zostali usłyszani i najlepszym, co mogli w tej chwili zrobić, była ucieczka.
– Kto tam jest?! – krzyknął bezsensownie Mirin, zabierając się do pogoni.
– Sam Uchiha do mnie przybył...
Głos wyroczni usłyszeli już uciekając.
– Będzie trzeba walczyć – rzucił Lee i miał się już zatrzymać, przybierając gotową do ataku pozycję, ale Uchiha zaprzeczył, przyśpieszając.
– Nie tutaj.
Mirin dogonił ich, gdy wrota okazały się być zamknięte. Oni był tuż obok niego, wypuszczając ze swoich dłoni grube pnącza z chakry, które zrzuciły obojga Konohan ze schodów przy towarzystwie głuchego łoskotu. Szczęśliwie żaden nie uderzył się w głowę, więc obaj utrzymali przytomność.


Naruto w lekkim zamyśleniu spoglądał na Sakurę, która właśnie kończyła zdawać mu relacje ze spotkania. Początkowo z ożywieniem łapał każde słowo, słuchając o żywej legendzie, którą do niedawna uważał za równie martwą co Tsunade.
– Pozostanie w pobliżu, by móc przekazywać do Konohy najświeższe informacje ze stron Madary. Znalazł wśród jego ludzi poczciwego gnojka, który przekazuje mu wszystko, czego się dowiaduje. Madara ukrywa się poza granicami Kraju Ognia. – Sakura wskazała miejsce na mapie, którą zdążyła już rozłożyć. Na północ od granicy, za mostem Kannabi. – Gdzieś tutaj! Liczba ludzi nie jest tak wielka, jak ta, co towarzyszyła Obito, ale siła jest większa. To nie tylko chłystki machający mieczem, którzy mają robić za tło dla szefa. Oni są naprawdę silni, zdaje się, że Madara nie chce brudzić rąk. Tracić zbędnie sił. Ta iluzja, którą ma zamiar nałożyć już po wszystkim na ocalałych, wymaga wiele wysiłku. Jeśli Madara miałby używać tylko i wyłącznie swojej chakry, to podczas walki musiałby pójść w odstawkę. Dlatego właśnie potrzebuje Akumu...
– To wszystko wiedział ten... szpieg Itachiego?
– Nie.
Naruto dojrzał lekkie zmieszanie na twarzy przyjaciółki.
– Więc skąd taka wnikliwa analiza? – zaśmiał się Naruto. – Zdaje się, że zamykasz usta na dłuższą chwilę równie często co ja. To mnie zadziwia.
– Itachi poinformował mnie o możliwych położeniach Madary, wracając miałam możliwość przeanalizować ostatnie wydarzenie. Madara nie ukryłby się z całym swym ludzkim ekwipunkiem w pobliżu licznych szlaków, które pokrywają okolice Kannabi. Tylko tutaj – ponownie wskazała w poprzednie miejsce na mapie – jest taka możliwość. Miejsce bardzo niedostępne i tylko dobrze znając trasę, masz pewność, że nie zabłądzisz.
– A co z iluzją? Skąd wiesz, że Madara potrzebuje energii Akumu?
– Itachi jest pewny. To znaczy, że chakra Madary ma swoje granice, w co do tej pory tak naprawdę nie wierzyłam.
Naruto pokiwał głową, kładąc się bardziej na oparciu fotela. Okno w gabinecie było otwarte, a z niego podziwiać można było czarne niemal niebo. Noc była spokojna. Może zbyt spokojna, bo nie można było usłyszeć nawet sowy, która mogłaby zagłuszyć monotonny brak jakichkolwiek dźwięków.

Sasuke ocknął się pierwszy i przeklął po cichu niewyrównaną walkę, która doprowadziła jego i jego towarzysza do aktualnych okoliczności. Coś nie pozwoliło mu użyć sharingana w jakiejkolwiek formie. Śmierdząca i lepka maź zdawała się krępować tylko ruchy Konohan, bo tak Mirin jak i Oni, poruszali się bez najmniejszego problemu. Szybko więc unieruchomili dwójkę shinobi, jakby byli panienkami nieumiejącymi się bronić. Poniżony Sasuke szybko zaczął knuć plan ucieczki, którego pierwszym punktem było jak najbrutalniejsze obudzenie nieprzytomnego Lee i zmuszenie go do wspólnego myślenia. Kooperacja nie uśmiechała mu się aż nadto, ale wierzył, że obarczenie kompana winą przyniesie mu ulgę. Przecież to właśnie Rock narobił hałasu, który zdradził ich obecność, w efekcie czego dali się obezwładnić śmierdzącemu sługusowi i dzieciakowi, który wciąż jeszcze nie pożegnał młodzieńczego trądziku. Sasuke, zatracając się w tych nic nie wnoszących rozmyślaniach, doprowadzał się do jeszcze głębszego niezadowolenia sobą samym. Przysięgał, że za całą tę degradację do poziomu związanego zakładnika, odpowie Sakura, która pewnie była jedynym powodem, dla którego ostatnie dni spędzał w takim, a nie innym towarzystwie.
– Niech cię szlag trafi! – krzyknął w końcu Uchiha, gdy już szturchania stopą i ciche nawoływania nie zadziałały. Tylko prawą, dolną kończyną i komunikatem głosowym był w stanie dosięgnąć współtowarzysza.
– Nie wrzeszcz, tak...
Lee uważnie przyjrzał się związanemu naprzeciwko niego Sasuke i miał właśnie wybuchnąć gromkim śmiechem z powodu żałosnej jego sytuacji, gdy zorientował się, że jedzie na tym samym wózku.
– Zabawne, nie? – zagadnął Uchiha, któremu o dziwo zdążyła minąć złość lub po prostu o niej zapomniał.
– Wcale nie. Im więcej czasu spędzimy w tych więzach, tym w większym niebezpieczeństwie stawiamy wioskę. Naszych... moich przyjaciół. Może tobie i nie zależy, ale mi bardzo. Nie wiem jak ty, ale nie mam zamiaru spędzić tu ani chwili dłużej.
Sasuke przyjrzał się, jak Lee wierci się niespokojnie i próbuje wydobyć się z więzów, które oddzielały ręce tak, by niemożliwym było wykonanie uwalniających znaków. Wyglądało to nieco komicznie, jak wijąc się w nielogicznych ruchach, traci siły, by po chwili zdać sobie sprawę z braku sensu swoich poczynań. Minę miał przy tym niezwykle poważną, przepełnioną determinacją, jaką Uchiha widział po raz ostatni, gdy Utsukushi ratował Sakurę w więzieniu i błagał o to, by móc się nią zająć.
Zadrżał na to wspomnienie, odpychając wspomnienia jakiejkolwiek osoby z wioski na bok, by w pełni zająć się próbami wydostania z niewoli.
– Musimy chyba zdziałać coś razem – zagadnął nieśmiało Lee, co brzmiało jak przyznanie do nieporadności. Tyle tylko, że tym razem nieporadność dotyczyła ich obojga osobno.
– Spróbuj się przysunąć do mnie.
– Czemu ja do ciebie?
Uchiha warknął, ale spróbował zmienić swoją pozycję tak, by dotrzeć na zadowalającą odległość od Lee. Gdyby od tego zależał tylko ich komfort psychiczny, to zapewne wybraliby przeciwny zwrot, by być jak najdalej od siebie, a nie – zbliżyć się na odległość wyciągniętego ramienia. Dla kompromisu sytuacji, ramienia wyciągnąć nie mogli, toteż w pewien sposób byli usatysfakcjonowani. Oboje jednak, bezwiednie dla siebie wzajem, w myślach przyrzekali i zarzekali, że nikt nigdy nie może się dowiedzieć o takim schwytaniu, że zdać się musieli na wzajemne łaski.
W pierwszym momencie Uchiha z czystej złośliwości pociągnął sznur i okręcił supeł tak, by Lee poczuł, jak głupio zrobił, wydobywając z siebie dźwięk, dotknąwszy wtedy tej lepkiej mazi. Po krótkim „argh”, które mogło oznaczać urazę ze strony Rocka, więzy zostały nieudolnie rozplątane, co znowuż nie trwało wcale tak krótko. Skoro tylko jeden z nich miał ręce wolne, rozplątał się cały i możliwe, że przez chwile w umyśle zamajaczyła myśl, by zostawić kamrata na pastwę losu, ale szybko się opamiętał. W końcu nieładnie było zostawiać Sasuke w łapskach ludzi, z którymi łatwo mógł się zbratać. Możliwym było przecież, że ufny Naruto, który wierzył w wielką przyjaźń między nim a Sasuke, zdążył już wtajemniczyć Uchihę w sprawy wioski.
Tak więc czym prędzej rozwiązał towarzysza i z uśmiechami na twarzy mieli szukać wyjścia, gdy zorientowali się, że przez cały ten czas przygląda się im Oni. Dotychczasowe niespostrzeżenie obecności chłopca było dla nich obojga niepojęte. Chłopak siedział we wcale nie tak ciemnym kącie pomieszczenia, którym okazała się być drewniana stodółka.
Sasuke wyprostował się, dumnie otrzepując resztki siana, które zdołało poprzyczepiać się do jego ubioru. Chciał okazać swoją gotowość do walki, wierząc, że spranie dzieciaka na kwaśne jabłko zostanie uznane za rewanż tego, co wydarzyło się w podziemiach. Liczył, że tu będą mieli równe szanse i zapewne nie tylko predyspozycje Sasuke na wygraną zrównały się z możliwościami Oniego, ale także je przerosły.
– Czemu nas śledziliście? – zapytał głosem, który miał jeszcze jakiś dziecięcy nastrój.
– Bo tak – odpowiedział butnie Sasuke, doprowadzając całą trójkę, także siebie, do niemałej konsternacji.
– Jesteście z Konohy?
Ale oni wcale nie chcieli odpowiadać, co bardzo zirytowało dzieciaka, który w rzeczywistości miał już siedemnaście lat.
– Idioci, Mirina nie ma. Pytam, bo może jestem w stanie zignorować wasze zachowanie i pozwolić wam odejść, zamiast urządzić wrzawę, w trakcie której wróci nie tylko Mirin. Tego chcecie?
– Z Konohy – odezwał się Lee, który starał się od jakiejś chwili nie zwracać na siebie uwagi.
– To ty jesteś Uchiha, tak? – skierował pytanie do Sasuke, a gdy ten kiwnął głową, kontynuował. – Znasz Utsukushiego. Żyje?
– Można tak powiedzieć – zaczął zagadkowo Uchiha, ale ujrzał pytające spojrzenie – ma się nie najlepiej. Zdaje się, że na swój sposób zwariował albo nieudolnie szuka fortelu, by cię odbić od Madary.
Oni zamyślił się i przez chwilę wyglądał na starszego niż był. Wstał z zajmowanego przez się kąta z sianem i podszedł bliżej, by z wyrazu twarzy odczytać szczerość rozmówcy. Nie zawiódł się.
– Wyjdę na piętnaście minut, tyle macie na znalezienie swoich rzeczy i odejście stąd. Mirin wróci tu ze mną, powiem, że zniknęliście, a ja nie wiem, co się z wami stało. Udajcie się prosto do Konohy i przekażcie waszym władzom przepowiednię Akumu.
– Jaką przepowiednię?
– Jak to szło... Gość z zaświatów musi wrócić do martwości, zabierając za sobą zło.
– Co to znaczy?
– Nie wiem, musicie uciekać. Przypomnijcie Utsukushiemu o mnie.


Dość szybko dotarli do wioski, nie mając naprawdę pojęcia, ile ich nie było. Pierwszy dzień i kawał nocy zajęła podróż, po której cały dzień spędzili na zabawach w barze. Trzecią dobę spędzili na śledzeniu Mirina, część czwartej w podziemiach, a więc Opuścili Dzielnice Tanzaku piątego dnia, pół godziny po przebudzeniu, dziesięć po wyjściu Oniego ze stodoły – godzinami południowymi, gdy Mirin zaszczycił ich swą nieobecnością. Droga powrotna trwała znacznie krócej niż ta w pierwszą stronę. Jakby uciekali przed możliwym pościgiem, który w rzeczywistości nie ruszył się nawet o krok poza granicę osady. Odzywali się do siebie wciąż niechętnie, jakby oszczędzali energię, by przeznaczyć ją na bieg, i jakby wyczerpali już cierpliwość względem siebie.
Gdy w końcu wtargnęli na teren Konohy i wspólnie uznali, że przekazanie treści przepowiedni nie cierpi zwłoki, myśleli już tylko o tym, by jak najszybciej zejść sobie z oczu.
Także będąc już w gabinecie hokage, starali się ignorować wzajemnie, co nieco utrudniało komunikację
– Możecie w końcu mówić do rzeczy? – zirytował się Naruto, gdy zamiast zdawać sensownie relacje, opowiadali bez ładu i składu, powtarzając co chwilę to, co powiedział drugi z nich.
– Gość z zaświatów musi wrócić do martwości, zabierając ze sobą zło.

***



sobota, kwietnia 27, 2013

17 komentarzy:

  1. oo świtne , akcja się rozkręca dopiero mam nadzieję :) Ta historia z tą przepowiednią jest intrygująca , naprawdę , jestem ciekawa co będzie dalej. Hahah Lee z Sasuke niezły duet , nadal nie mogę dopuścic do swojej głowy myśli , że Lee jest taki poważny i cichy , a nie uprzejmy , zabawny , ale jest w porządku. czekam na kolejną notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W zasadzie ja również jestem zadowolona z rozdziału ;D
    Wyłapałam kilka błędów i niejasności, np:
    'niezainteresowanych publiczna prawą obywateli.'
    albo
    'ostatnie dni spędzał w towarzystwie takim, a nie innym towarzystwie.'
    No ale ogólnie to fajnie się dzieje. Sakura przed moment znowu była taka Sakurowa z mangi, strachliwa, niezdecydowana, bojaźliwa. Aż mi to nie pasowało do klimatów twojego opowiadania i jej nowego zdecydowanego ja, które pokazała we wcześniejszych rozdziałach, no ale rozumiem że jednak stała przed Itachim, a to trochę wyprowadza z równowagi. Podoba mi się sposób w jaki przedstawiłaś Itachiego, słowa 'zupełnie jakby był stworzony do bycia podziwianym.' szczególnie mi się podobają.
    No i ta przepowiednia.. Może chodzi o Itachiego? No nie wiem, ale jestem pewna że znowu mnie zaskoczysz, fajny pomysł z tym Akumu.
    Aaa no i jeszcze miałam zapytać, czyli Itachi nie ma już Sharingana?

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale głupoty ja napisałam. Miało być "niezainteresowanych publiczną sprawą obywateli" no a drugie to bezwstydne powtórzenie, wynikające z mojej nieuwagi.

    Właśnie nie jestem pewna czy mam iść bardziej w kierunku mangowej Sakury czy zmienionej. Wydaje mi się, że przyszedł dla niej czas na dorośnięcie, bo ostatnio dokładnie studiowałam jej profil na wiki.

    Z tą przepowiednią można spodziewać się zmyłki.
    Co do sharingana, to Itachi nie może go mieć, bo przecież Sasuke zabrał mu oczy. Chyba tak szybko nie wytworzy sobie nowego. Gdyby się dało, byłoby swego rodzaju perpetuum mobile. Można by było zaopatrzyć w sharingana całą wioskę.

    Dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że uda mi się opublikować tę odpowiedź.
    Pozdrawiam, Nikumu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu mam wrażenie, jakbyś na siłę skróciła ten rozdział? ;< Chodzi mi o to, że mam jakieś niedosycenie po rozmowie Itachiego z Sakurą. Niby było treściwie, a jednak... ale to może moje jakieś chore urojenia tylko ^^ Ogólnie spodobało mi się, jak wykreowałaś Itachiego. Mimo że nie ma już sharingana (tu pozytywnie zaskoczyłaś, nie każdy pamięta o takich niuansach), jest wyraźnie wychudzony i ogólnie zmizerniały, to cały czas wzbudza ten respekt, chociaż nie posiada już tak wielkiej siły jak kiedyś. Trafnie napisane: zupełnie jakby był stworzony do bycia podziwianym. Zawsze jak oglądałam/czytałam "Naruto" to odnosiłam takie wrażenie, patrząc na niego - podziwiałam go i uwielbiałam (w pierwszej serii nawet bałam, ale to było jak byłam małym zdechlakiem-gimbazjakiem xd)

    Sasuke%Lee - tu już lepiej, chociaż nadal gryzą mi się jak dwa koty w walce o kotkę, a Rock jest trochę nierockowaty. Ale przymykam na to oko, bo ile można o tym samym, a tym bardziej, że pojawiła się nowa postać. Ciekawy pomysł z tym Akumu-widzącym i przepowiednią. Czyżby chodziło o Itachiego? Tyle że to mija się trochę z logicznym myśleniem, bo przecież Uchiha teoretycznie wgl nie umarł, tak? Więc nie wrócił do martwości, bo nigdy z niej nie odchodził. No i tu właśnie zradza się pytanie: czy należy przepowiednię traktować dosłownie, czy w przenośni?

    Literówki i inne popierdawy:
    "...budynków, który mogły mieć niegdyś..." -> które
    "On też zasługuje naprawdę." -> na prawdę
    "...i pozostałej dwójce już od kilkunastu godzin. Ich chakrę zagłuszała ogromna energia, która zdołała już dziesiątki lat temu wydobyć się z zawieszonego w powietrzu ciała i oślepiać..." -> powtórzenie; drugie "już" jest zbędne.
    "Pozostanie w pobliżu, móc przekazywać do Konohy najświeższe informacje ze stron Madary." -> żeby móc
    "Lee uważnie przyjrzał się związanego naprzeciwko niego Sasuke.." -> związanemu
    "..jaką Uchiha widział po raz ostatni, gdy Utsukushi ratował Sakurę w więzieniu, gdy błagał o to, by móc się nią zająć." -> powtórzenie; drugie "gdy" można zastąpić "i"
    "...i zapewne nie tylko predyspozycje Sasuke na wygraną zrównała się z możliwościami.." -> zrównywały
    "...zejść sobie z oczy." -> oczu
    "Także będąc już w gabinecie hokage, starali się ignorować, co nieco utrudniało komunikację." -> co ignorować? Zabrakło mi "siebie nawzajem"

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam rozdział i czuję taki niedosyt... Pewnie z powodu mojej ciekawości i potrzeby zaspokojenia jej.
    Bardzo podobał mi się opis Itachiego, taki bardzo realistyczny, że aż potrafiłam sobie go dokładnie wyobrazić. Ciekawy pomysł z tą wyrocznią, tajemnicą.. przepowiednią. To sprawia, że aż zżera mnie ciekawość :) A co do tej przepowiedni, coś czuję, że jest tu jakiś "haczyk". No nic, jakoś na razie nie widzę sielankowej przyszłości Konohy jak i bohaterów.
    Pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, tutaj oceniająca Katte z Cookies For. Chciałam zawiadomić, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga, przepraszam bardzo mocno, że tak późno. Niestety, ale jestem człowiekiem i nie zawsze mam wystarczającą ilość czasu.

    Zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć. Majówka to na tyle fajny okres, że udało mi się w końcu przeczytać twojego bloga, który w zakładce wisi u mnie już chyba od miesiąca. Więc zacznę od początku, a dokładniej powtórzę pewnie po wszystkich twoich czytelnikach, że szablon jest po prostu przepiękny. Niby czerń z czerwienią to mocno oklepany zestaw, a jednak okazuje się, że można z niego coś oryginalnego jeszcze wycisnąć. Zresztą, do braci Uchiha te kolory pasują najbardziej.
    Co do samej historii... Po prostu wbija w fotel z zachwytu. Uwielbiam, kiedy prolog jest taki trochę oderwany od wszystkiego, stawia milion pytań i zero odpowiedzi. Zaskoczyłaś mnie też pierwszymi rozdziałami. Przez opisanie wojny na samym początku naprawdę udało ci się mnie zaciekawić, to taki nietypowy zabieg, kiedy na samym początku akcja jest bardzo dynamiczna, i dopiero potem się uspokaja. Bardzo podoba mi się twoje ujęcie walki, ten strach i niepewność pomieszany z obowiązkiem odwagi.
    Co do bohaterów. Musisz wiedzieć, że jestem uczulona na ideały. Nienawidzę ich, jeśli widzę, żę główny bohater jest zbyt piękny, silny do tego zawsze opanowany, zmagający się z wieloma problemami i, nie daj Boże, nie mogący się otworzyć przed miłością swojego życia to uciekam na drugi koniec internetu. Dlatego tak bardzo podoba mi się twoja kreacja postaci, bo tylko takie, ludzkie, z wadami i zaletami, czasami wręcz irracjonalnymi zachowaniami wzbudzają emocje. Jedyne, co mnie trochę zdziwiło to to jak bardzo "obniżyłaś" zdolności Sakury jeśli chodzi o medycynę. Nie mówię o tym, że jest ktoś lepszy od niej, bo to akurat ciekawe, ale jednak dziewczyna już jako piętnastolatka przerastała całą Sunę razem wziętą, a w tych scenach z pola bitwy zdawała mi się.. pod tym względem zbyt słaba. Zastanowiło mnie też to bardziej realne(chciałam napisać współczesne, ale to jednak złe słowo) opisywanie bitew. Nie przypominam sobie żebyś wspominała o jakiś technikach, w ogóle nie wyobrażam sobie Sakury z kataną. Uwielbiam też kreację Sasuke i Naruto, Utsukushi mnie bardzo zaintrygował... Nie rozumiem tylko Lee. Moim zdaniem jedyne co zostawiłaś w nim to słaba głowa i umiejętności. Ja go sobie po prostu nie wyobrażam jako kata, wiem, że wojna zmienia ludzi, jednak o ile w przypadku Naruto ta zmiana, choć drastyczna, wydaje mi się realna i ciekawa, o tyle w przypadku Rocka mnie trochę drażni. Ja go po prostu takiego nie widzę.
    Podoba mi się też sposób w jaki wplatasz w to wszystko Sakurę, jako niby nieważną dziewczynę, która nagle okazuje się kluczem do wszystkiego.

    Co do błędów:
    "Opuszczając swoje małe mieszkanie, zamykając je na klucz, obejrzała się niespokojnie." - błędu jako takiego tu nie ma, ale moim zdaniem te dwa imiesłowy po sobie w takiej konstrukcji brzmią nienaturalnie. W każdym razie rzuciło mi się to w oczy.
    "Dodawała blasku i wzbudzanego szacunku, zupełnie jakby był stworzony do bycia podziwianym." - "wzbudzanego szacunku"?
    "Głos wyroczni usłyszeli już, uciekając." - ten przecinek chyba się też przez przypadek zaplątał?
    Wiem, że coś zgubiłam po drodze, ale teraz mi się, jak na złość, ukryło. Styl masz ogólnie niesamowity, widać, że utalentowana z ciebie osóbka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Tak szablon już wiele razy zachwalano, ale mam wrażenie, że czas zmienić go na coś bardziej minimalistycznego. Do podejrzenia na szablonoblog.blogspot.com

      Bardzo się cieszę, że zobaczyłaś właśnie nieidealność postaci, bo w pierwszej chwili, gdy wspomniałaś o swoim uprzedzeniu do doskonałości, pomyślałam, że któegoś z bohaterów za taki odebrałaś.
      Jakoś kilka dni temu sama właśnie zaczęłam wracać do dawnych rozdziałów mangi i doszłam do wniosku, że z umiejętnościami Sakury spartaczyłam sprawę. Trochę ze strachu, żeby nie zrobić z niej cudownej pod każdym względem. Na szczęście blog ma to do siebie, że można wrócić do poprzednich rozdziałów i je poprawić.

      Już przesłuchanie uległo zmianie, więc zrobiłam pewien progres. W kolejce jest scena walki, którą wspomniał już jeden komentator pod poprzednim rozdziale. Na razie nie jestem na siłach by podjąć się opisom walki, bo moje doświadczenie jest śmieszne po prostu.

      Co do zachowania Lee nie jesteś już pierwszą osobą, która mi wypomina jego zamianę, więc tym bardziej rozumiem, że czas będzie go trochę rozjaśnić przywrócić do jego pierwotnych cech. Nie będę niestety już wykluczać go z roli kata, ale postaram się nadrobić w przyszłości.

      Błędy już poprawiam. Mam wielkie szczęście, że czytelnicy nie krępują się i wypisują mi moje chwaty.

      Również pozdrawiam,

      niezalogowana Nikumu z przerażającej przeglądarki IE (chrome mi blokuje "odpowiedz")

      Usuń
  8. Hm... czy mi się zdaje czy napisałaś identyczną przedmowę i odautorską notatkę pod rozdziałem? Nie przejmuj się każdemu się zdarza.
    Co do rozdziału. Wydawało mi się, że był krótki. Ale nie ważne. Jest już późno.
    Miałam cię za coś pochwalić... Ach! No tak, za tę akcję Lee-Sasuke. Ta para przedstawia się tu trochę komicznie, co ożywia twoje opowiadanie. No i te intrygi. Lubię się bawić w detektywa.
    Ta przepowiednia była trochę nieskładna i nie po polskiemu, ale niech ci będzie.
    Coś jeszcze? Chyba nie. Chyba wszystko powiedziałam pod poprzednimi rozdziałami. Jak tam zajrzysz, to znajdziesz moje komentarze.
    Przy okazji chciałabym cię zaprosić na mojego nowego bloga http://armagedon-smierci.blogspot.com/ również o parze SasuSaku, chociaż niektórzy twierdzą, ze powinnam wziąć własnych bohaterów. No cóż ten biznes nie tak łatwo rozkręcić. ;)
    Pozdrawiam cię serdecznie
    Ikula

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za komentarz, wybacz, będę skakać z jednego na drugi w tej odpowiedzi. Najpierw przyznaję dwa punkty. Za "rudą krwią" i za paradoks szklanki wody.
    Masz rację, że w te rozdziały nie wkładałam już tylu emocji, a zastępowałam je akcją, co strasznie mi przeszkadza, bo porównując je do prologu, mam wrażenie, że pisały to dwie różne osoby. Chwilami czuję jakbym się wypaliła.

    Nie utożsamiam się z żadnym bohaterem, to najlepszy sposób, by być ponad to i nie dążyć do mary sue. Z drugiej jednak strony, jestem w każdym z bohaterów na pewien sposób.

    Już Ci odpowiadam na te dziwne pytania, które ostatni raz słyszałam już nie pamiętam kiedy, ale w dziwnej sytuacji.

    Nie jestem w stanie opowiedzieć, co czuję pisząc, bo o ile Ty piszesz całkowicie z wyobraźni, ja na pewien sposób przeżywam każdy moment. Ostatnio się trochę znieczuliłam, bo mam za dużo pozytywnych bodźców wokół. Co nie zmienia faktu.

    Napędza mnie fakt, że "oszukać śmierć" to okres przejściowy, który pędzi do przodu, żeby pokazać kiedyś coś podobnego, ale całkowicie własnego.

    Myślę o tym, że mam cholernie mało emocji w każdym akapicie, a te które dodaję są tak zamaskowane, że przeciętny czytelnik ma problem z ich dojrzeniem.

    Jesteś chyba pierwszą, której spodobał się duet Lee-Sasuke i z pewnością pierwszą, która potrafiła wziąć ich z przymrużeniem oka.

    Komentarze są identyczne, przez błąd blogspota jaki towarzyszył mi przez kilka dni (jeszcze nie do końca mam wszystko ok). Zapisywał mi z błędem test przy zapisywaniu. Początkowo miałam go na dole, ale chwilę zastanawiałam się nad zwijaniem rozdziału, więc przeniosła go na górę. Niestety tekst na dole został, a usuwając znacznik zwijania nie zorientowałam się. Już jest ok.

    Przepowiednie mają to do siebie, że są pisane zagadką.

    Pozdrawiam,
    Nikumu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nominowałam cię do "The Versatile Blogger Award". Więcej informacji na
    http://honorowy-dawca-cudzej-krwi.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Anae :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam, dopiero kilka dni temu trafiłam na Twojego bloga i jestem mile zaskoczona, mało można teraz znaleźć w internecie ciekawych opowiadań 'Naruto'. To co mnie najbardziej zniechęca przy czytaniu, to ,że autor twierdzi, że akcja toczy się gdy bohaterowie są już dorośli, a dalej uparcie przedstawiaja ich jako dzieci, Naruto w kompletnie żadnej sytuacji nie potrafi zachować powagi, Sakura jest choleryczką podobną do Tsunade, a Sasuke serwuje jej ciągłe docinki. U Ciebie tak nie jest, ich postacie są o wiele ciekawsze i to mi sie bardzo spodobało, gdy zaczęłam czytać Twoje opowiadanie.
    Bardzo mnie zaintrygował charakter Sasuke, jest tu naprawdę ciekawą postacią, niby zarozumiały i dumny, ale potrafi sie czasem ukorzyć, nie zrobiłaś z niego Boga. W opisie opowiadania przeczytałam też, że wątkiem pobocznym będzie romans, ciekawi mnie, jak go wpleciesz, bo narazie nic się na niego nie zapowiada, Sasuke ma co prawda mieszane uczucia co do Sakury, ale to raczej nie jest dla niego nikt ważny. Jestem tez fanką duetu Lee-Sasuke w Twoim wykonaniu, tak do siebie nie pasują, że aż pasują idealnie:D
    No to chyba na tyle, życze weny i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam,
    dziś szybciutko, bo nie mam zbyt wiele czasu.... dziękuje za tą datę kochana... bez niej to bym za chiny nie zorientowała się, że musze przeczytać szósty rozdział.... a tak dzięki niej...
    akcja się rozkręca... Sasuke i Lee na wspólnej misji, i to jak się nie cierpią rewelacja... Lee nie powinien pić alkoholu bo usypia, no i stracił swój ochraniacz.... I jeszcze ta przepowiednia...
    Do następnego rozdziału....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj;)
    W końcu udało mi się wziąć za zaległości u Ciebie. Strasznie przepraszam za tak długi brak komentowania, ale potrzebowałam trochę odpoczynku od blogów. No, ale teraz już jestem i przechodzę do rzeczy.
    A teraz do rzeczy. Widzę, że akcja rozkręca się coraz bardziej, a kłopoty nie opuszczają Konohy. W sumie byłam ciekawa, jak opiszesz spotkanie Sakury i Itachiego. Zdenerwowanie dziewczyny wydało mi się całkiem naturalne, biorąc pod uwagę wyjściowy charakter Sakury. Taka paranoiczka... A jednak jakoś się opanowała i przeprowadziła tę rozmowę. No i w efekcie dowiedziała się paru rzeczy;) Sam Itachi opisany ciekawie. Tak z dystansu, bez tej zbędnej otoczki, całkiem obiektywnie. Bardzo to daje dobry obraz czytelnikowi. Akumu... Coraz ciekawsza postać. Wprowadziłaś swego rodzaju absolut. Bardzo jestem ciekawa, czy uda się Madarze przekonać go do współpracy.
    Sasuke i Lee dali się złapać w bardzo głupi sposób. Nie spodziewałam się, że Oni im pomoże. Czyżby to on był również informatorem Itachiego? Mogę sobie tylko przypuszczać. Relacja między Sasuke i Lee niebywale mnie śmieszy, nie wiem czemu. No i przepowiednia... Zabrzmiała bardzo tajemniczo i wprowadziła tylko więcej chaosu. Można ją bardzo różnie interpretować...
    Podsumowując, świetny rozdział wprowadzający wiele nowości. Nie muszę ci chyba mówić, że masz świetny styl, który przykuwa uwagę, prawda? No właśnie. W takim razie lecę do kolejnego rozdziału;) [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  16. Robi się coraz ciekawiej ;) Cieszę się, że Naruto ufa Sasuke ;) Mam nadzieję, że jednak pozostanie w wiosce z Sakurą ;) Już nie mogę się doczekać ich pierwszego zbliżenia ;)
    Ciekawią mnie również powody Itaciego ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    http://sasusaku-wiecznie-zywi.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za chęć skomentowania.
Pamiętaj, aby zostawić na koniec link.
Wolałabym, aby komentarz był podpisany, nawet jeśli piszesz z anonima.

"Na podstawie Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 r., publikator: Dz. U. 1994, nr 24, poz. 83, tekst jednolity: Dz. U. 2006, nr 90, poz. 631 oświadczam, że wszelkie prawa do publikowanych przeze mnie materiałów należą wyłącznie do mnie i niniejszym nie udzielam zgody na wykorzystywanie moich materiałów do jakichkolwiek celów bez mojej zgody."