"Skrywane nadzieje"
Obóz skryty w otaczających
Konohę lasach był schronieniem dla osobników wszelkiej
maści. Sasuke sam już nie wiedział, jak długo stacjonowały tu
wrogie armie, ale o wcale nie aż tak prowizorycznej zabudowie
domyślił się, że jest to jeden z pierwszych i największych
skupisk ludzi Madary. Obecność Mirina i Oniego, który to był
postacią kluczową w przyszłym ataku, utwierdziła go w
przekonaniu, że ważniejsze mogło być jedynie miejsce przebywania
Madary, które było nieznane nawet jego ludziom. W zasadzie
nazywanie tej zbieraniny indywidualnych uciekinierów,
wygnańców i zwykłych buntowników ludźmi Madary,
podległymi mu całkowicie było nieporozumieniem i to dośc sporym.
Wojownicy ci, choć łączyło ich jedno – zagorzała i namiętna
nienawiść do Konohy – cenili sobie szczerą i niczym
niepodyktowaną niezależność. Paradoksalnie chęć tej wolności
pchała ich w ręce starego Uchihy czyli do ograniczenia jej w celu
choć w ich mniemaniu szczytnym celu – starcia Konohy z powierzchni
ziemi.
Sasuke czuł się w tym obozowisku jak
ryba w wodzie. Zdawał się odnajdywać tu jeszcze lepiej niż w
towarzystwie Tobiego, którego nie odstępował na krok przed
poprzednią bitwą. Wielu tu znało jego historię i uczucie jakim
pałał do wioski. Same zresztą koligacje z Madarą czyniły go
osobą godną wszelkiego zaufania i szacunku w tak górnolotnych
szeregach. Nieprzeciętna uroda znajdowała mu tyle samo
przychylnych głosów, ile dam znajdowało się w obozie. Za to
inteligencja, o jaką go osądzano przez ostatnie i poprzednie
wypadki sprawiała, że w obozie szczycił się nawet większym
posłuchem niż Mirin. Młody i krnąbrny Uchiha brał to za
absolutny pewnik – coś, co mu się należało i jego pretensji do
obozowej buławy nie mogły podważyć ni ostudzić nawet długie
tygodnie nieobecności. W tym wszystkim nieczęsto pamiętał o
Sakurze, którą bez nawet mrugnięcia okiem skazał nie tak
dawno na smierć.
Doskonale odegrał swą rolę we
wiosce, o czym przekonywały go pełne podziwu, aprobaty głosy
ludzi, którzy próbując się przypodobać słodzili,
zapewniając, że nigdy w niego nie zwątpili. Sasuke jak zwykle za
niewiele brał sobie opinię innych – motłochu, jak zwykł mawiać
o nich w myślach lub do siebie, gdy zapragnął podyskutować z kimś
inteligentnym. Mimo to jego próżność łechtana była
opiniami słodszymi niż najprzychylniejsza recenzja Icha Icha Paradise, która to książkę zdołał pochłonąć w czasie
pobytu w wiosce.
Na uboczu zdawał się pozostawać
tylko Mirin, który z racji zdegradowania z niepisanego stopnia
dowódcy oddziału. Nie czuł do Uchihy sympatii. Wręcz
przeciwnie, patrzył mu wciąż na ręce, nasłuchiwał wszelkich
jego rozmów – także tych z samym sobą, ale przede
wszystkim wciąż trzymał pilne oko na więźniarkę. Nie krył się
z tym nawet specjalnie, manifestował swą nieufność, co jedynie
powodowało spychanie go na dalszy plan. Mirin bowiem wierzył, że
to zbyt proste, i podejrzewał konspirację więzionej dziewczyny i
Uchihy. Było to absurdalne, bo przecież zaledwie dzień wcześniej,
gdy Sasuke dostał się do obozowiska, nie tylko łaskawie udzielił
zgody na zabicie Sakury, ale także zaproponował, by śmierć stała
się widowiskiem, gwoździem do trumny Konohy, a przede wszystkim jej
wodza.
Pomimo pobłażliwych głosów i
sugestii, że być może Mirin oszalał pod wpływem rozpaczy za
utraconym autorytetem, ten działał w swym nielogicznym przekonaniu.
Uchiha szczęśliwie zdawał się to ignorować.
Tymczasem Sakura się poddała.
Siedziała... Właściwie wisiała na siedząco z głową opuszczoną
i oczami tępo wpatrującymi się w przemoczoną ziemię. Ruchy
ograniczała do minimum, mrugając mniej niż raz na minutę i
oddychając wolniej niż zwykle, wyglądała jakby wpadła w trans. W
rzeczywistości trwała w nieco nienaturalnym stanie. Zawieszona
między pełną świadomością a namiastką snu w umyśle, pomimo
tępego niczym u porcelanowej lalki wyrazu twarzy, przebiegał
maraton myśli. Od wielu godzin analizowała wszystkie wydarzenia –
od chwili, gdy pod wpływem impulsu zasłoniła Uchihę własnym
ciałem, aż po moment, w którym dziś zapowiedział upadek
liści. Jakże okrutnie pomyliła się co do jego pragnień i
charakteru. Docierało do niej, że nie znała go zupełnie, a te
obrazy wspólnego dzieciństwa były utopijnym wspomnieniem,
które poczyniło spustoszenie większe, niż mogłaby się
kiedykolwiek spodziewać. Naiwna – pozwoliła, by uczucie, którego
nie była do końca świadoma, a którego istnienie wciąż
było dla niej nie do uwierzenia, przysłoniło zdrowy rozsądek.
Współczucie dla Uchihy... Głupia litość. Jak mogła nie
zauważyć, że to wszystko było zbyt proste. Podłożyli mu na tacy
wszystko, czego tylko chciał. Uchiha wraca, Uchiha zostaje, Uchiha
deklaruje przywiązanie i chęć walki, a potem... Ten Uchiha zawsze
zdradza. Jakby to było w jego krwi.
- Spadną liście – mruknęła z
krzywym grymasem twarzy, unosząc ją wyżej.
- No, obudziłaś się – zawołał
obcy głos.
Dopiero czyjaś obecność wyrwała
Sakurę z letargu. Jej nieobecny wzrok został wytężony, by
skierować się w stronę dobiegającego z nie tak daleka głosu i
poznać nadawcę. W świetle padającym z odkrytego wejścia mogła
zauważyć dość wysoką, męska sylwetkę zwieńczoną chłopięcą
jeszcze buzią – bez śladu zarostu. Nawet w takich warunkach
poznała znajome rysy twarzy. Był zbyt podobny do brata, by to
zignorować.
- Oni... - westchnęła błagalnie,
szarpiąc z nadzieją za łańcuch, czym przysporzyła sobie więcej
bólu.
Rozpłakała się, czując jak
beznadziejna i godna politowania jest jej sytuacja.
- Ciśśś... - Chłopak zrobił
wymowny gest, przykładając do ust palec wskazujący. Było w tym
ruchu, a może w wyrazie twarzy, coś pocieszającego, obiecującego,
ale nie mogła jasno stwierdzić co.
Oni zrobił coś jeszcze. Bezgłośnie,
ruchem samych warg próbował przekazać jej coś ważnego. Nie
mogła jednak wiedzieć, co dokładnie, bo nie umiała czytać z
ruchu ust, a w dodatku pod płachtą namiotu było zbyt ciemno, nawet
pomimo wpadającego przez wejście światła. Chłopak wyszedł, a
choć wiadomość przepadła pewnie bezpowrotnie, w Sakurze zapaliła
się iskra nadziei, że być może nie jest całkiem sama.
W Konosze nikt nie sądził, że
zagrożenie może być aż tak blisko. Ciągle wysyłane w teren
atrole nie były w stanie znaleźć tak doskonale zabezpieczonych i
zamaskowanych technikami obozowisk. Drużyn, które wciąż
opuszczały wioskę w celach zwiadowczych, wcale nie było mało.
Mimo to Naruto wciąż angażował kolejnych zdatnych do walki. Nawet
teraz na powrót składał ekipę, która najpierw
uszczuplała przez bitwę i jej konsekwencje, a teraz przez odejście
Sakury.
W gabinecie hokage zebrał się
oddział, który teraz liczył sobie zaledwie dwóch
rozdrażnionych członków. Ketan, siedząc naprzeciwko Naruto,
stukał palcami w blat hokagowego biurka. Był ubrany po cywilnemu,
choć zwykle w podobnych sytuacjach był pierwszym, który
domagał się zakładania maski i całego ekwipunku. Lee również
odpuścił sobie oficjela, pozostając przy zielonym dresie.
Spacerował niezadowolony po gabinecie, oglądając się co jakiś
czas na zegar wiszący na ścianie.
- Gdzie Sakura? - spytał po jakimś
czasie Ketan, zabijając nie tylko czas, ale i panującą od dawna w
pomieszczeniu ciszę. Co prawa wiadomości o ucieczce Haruno nikt
nawet nie próbował zatuszować, więc bardzo szybko dotarła
i do jej oddziału, i zapewne do każdego innego, ale Ketan jako
wcale nie jedyny nie mógł się ani z tym pogodzić, ani w to
uwierzyć.
Naruto odchrząknął, na tyle głośno,
by mogło być to uznane za zbyt teatralne. Odchrząknął nie tylko
po to, by oczyścić gardło, ale przede wszystkim zyskać na
czasie, co było naiwne, bo Ketan ani myślał o cofnięciu pytania.
- Uciekła z wioski... - Starał się
przy tym, by głos brzmiał spokojnie i nie wyrażał już tylu
emocji, co na początku przyswajania tego przygnębiającego faktu. W
pewnym stopniu się mu udało, może również dzięki temu, że
Ketan miał tę jakże miłą cechę, że nigdy nie interesowały go
uczucia innych.
- Nie chciałbym kwestionować słów
hokage i jego niezaprzeczalnej nieomylności, ale... - wtrącił Lee,
który nagle, zwinnie niczym tygrys, doskoczył do biurka i
pochylił się nad nim z tak zawziętą miną, że Naruto musiał się
nieco odsunąć, by nie wdychać niepierwszej świeżości oddechu –
nie, to niemożliwe – dokończył zdanie.
Naruto był zaskoczony zachowaniem
Lee, który zdawał się do tej pory mieć więcej
powściągliwości. Nie chcąc jednak dyskutować i tłumaczyć
ponownie czegoś, czego i tak żadne z nich nie miało możliwości
zmienić, sięgnął po list, który wielokrotnie leżał już
w śmietniku i wracał pomięty do szuflady. Wszystko przez
niezrozumiałą chęć zrozumienia.
Ketan i Lee spojrzeli po sobie
niewiedząc nieco jak się zachować, ale w końcu obaj zgodnie
doskoczyli do listu i zaczęli czytać łapczywie, przeciągając go
raz po raz bardziej na swoją stronę. W końcu spojrzeli na Naruto z
zupełnie różnymi minami i odczuciami, ale w jednym byli
zgodni. Ketana sięgnął po kałamarz i papier, nie pytając nawet o
zgodę czy ważność zabranego dokumentu. Następnie szybko
nakreślił na kartce kilka kolumn znaków. Podsunął pod nos
hokage nowy list, pachnący wciąż atramentem.
- Droga rado staruszków –
zaczął czytać i z niesmakiem spojrzał na młodszego z jego
petentów – rezygnuję z urzędu hokage, bo przez to mam zbyt
niewiele czasu na jedzenie klusek w zupie. Podpisano: Nauro –
przeczytał na jednym niemal wdechu. - Co to ma być? - warknął i
zgniótł papier w kulkę, nie patrząc nawet, czym był wcześniej.
- Chcę tylko pokazać, że list,
który rzekomo przyszedł od Sakury wcale nie musi pochodzić
od niej i wcale nie musi mieć takiego znaczenia, jakie widać na
pierwszy rzut oka.
- Nie odstawiajcie mi tu kabaretu! -
zawołał ze złością na tyle głośno, że słyszał go z
pewnością i jego sekretarz – Tsuki. - Sądzicie, że tak łatwo
było mi się z tym pogodzić? Sakura była... jest... moją
przyjaciółką od ponad dziesięciu lat. Nie powiedziałbym
przeciwko niej złego słowa gdybym miał choć cieć wątpliwości,
że list jest autentyczny.
Ketan umilkł w końcu taktownie, a
Lee wrócił do nerwowego przemierzania gabinetu.
- Nie prosiłem was tutaj, by wykłócać
się o to, co nie należy do nas – zaczął Naruto grzecznym i
oficjalnym, choć zwyczajnie zmęczonym tonem, którego używał
dość często, od kiedy został obrany głową Konohy. - Jak już
ustaliliśmy, Sakura nie wróci. Nie wróci też Totori i
Akira, którzy zginęli w czasie misji oraz bitwy. Byli
wspaniałymi wojownikami i trudno jest ich zastąpić, więc
zwlekałem z tym długo, zbyt długo. Teraz chciałbym przedstawić
wam nowego dowódcę oraz nowego medyka, ale gustownie się
spóźniają.
Drużyna Lee i Ketana jak każdy
oddział ANBU liczyła niegdyś pięciu członków. Akira był
jej dowódcą, wyjątkowym wojownikiem. Zginął jeszcze przed
bitwą, gdy drużyna ścigała zbiegłego szpiega działającego
jeszcze dla Tobiego. Do wioski udało się dotargać jego
rozczłonkowane truchło które pochowała jego narzeczona.
Reszta ekipy przekonała Naruto, że Akiry nie da się zastąpić
nikim innym, a jego miejsce musi pozostać niewypełnione. Nie chciał
na to przystać, bo było to znaczące osłabienie, ale wszyscy
zdatni do walki, byli już zaangażowani w inne formacje, więc po
prostu mianował Sakurę tymczasowym dowódcą, głównie
przez jej inteligencję i zdolności taktyczne niż umiejętności
fizyczne. Totori był młodszym bratem Akiry. Zginął w czasie
bitwy, gdy Sakura opuściła swoją pozycję, by dotrzeć do Naruto.
Nie powinna była tego robić. Zostawiając dowództwo Hinacie,
położyła je w ręce kogoś, kto przebywał poza wioską zbyt długi
czas, by znać zdolności tej garstki, której dowodziła.
Ciało Totori'ego znaleziono nieopodal murów, szpeciło je
niewiele draśnięć, ktoś użył technik iluzyjnych, by doprowadzić
go do obłędu, ataku serca i śmierci. Nim również zajęła
się narzeczona Akiry.
Lee spojrzał po raz kolejny na
zegarek wskazujący czas piętnastu minut po umówionej na
spotkanie godzinie. Potem minęło jeszcze pięć w niemal niczym
niezamąconej ciszy, nim drzwi się otworzyły. Do środka wszedł
Kakashi i Utsukushi, którzy jeszcze chwilę wcześniej żywo
dyskutowali.
Ketan i Lee spojrzeli po sobie. O ile
dołączenia Kakashiego było ogromnym zaszczytem, o tyle pojawienie
się Utsukushiego zdawało się niesmacznym żartem.
Ketan nie mógł się oprzeć
okusie by dyskretnie nie porównać się do nieświadomego
niczego ojca. Wstał, udając oddanie grzeczności, których
nie był zwolennikiem i podszedł bliżej, by z odpowiedniego
dystansu ukłonić się delikatnie.
Przybyli odwzajemnili gest kurtuazji,
nie podejrzewając ukrytych chęci. Tymczasem Ketan, będąc pierwszy
raz aż tak blisko Hatake, mógł dokładnie się mu przyjrzeć.
O ile włosy miał jaśniejsze niż ojciec, o tyle w rysach twarzy –
tych nieskrywanych przez maskę, dostrzegł podobieństwo. Kakashi
zdawał się to ignorować, choć byłby zupełnym ślepcem gdyby
tego nie zauważył. Uśmiechnął się za to w swój
przyjazny, niewinny sposób. Ketan odpowiedział mu nieco innym
wyrazem twarzy, bardziej złośliwym i ironicznym, który na
myśl przyniósł Sasuke.
Naruto odchrząknął znów,
czując w jak niezręcznej sytuacji stawia najmłodszego z obecnych.
Ten jednak nie czuł skrępowania, jak zawsze był pewny siebie,
zakrawając o bezczelność.
- Drużyna uległa rozpadowi, ale to
nie powód, nie nie uformować jej na nowo. Nowym dowódcą,
któremu zobowiązani jesteście bezwzględne posłuszeństwo
jest Kakashi. Brak Sakury oznaczał dla was brak medyka, ale
Utsukushi wypełni wolne miejsce, zapewniając wam bezpieczeństwo,
którego odmówiła Haruno podczas bitwy. Jeśli chodzi o
piątego członka to poznacie go, gdy tylko pojawi się w wiosce. Ją.
Ten Ten, przyjaciółka Rocka Lee. Teraz możecie już odejść.
Odwrócił się w stronę okna,
krzyżując dłonie za plecami na krzyżu, ale nim za drzwi wyszli
wszyscy, spojrzał za nimi jeszcze raz.
- Kakashi, mistrzu, mógłbyś
zostać ze mną chwilę?
Hatake pokiwał głową i gdy reszta
wyszła, upewnił się, że drzwi są zamknięte, a potem zajął
miejsce naprzeciwko Naruto.
- Nie mam pojęcia co robić... Ktoś
musi zająć się Itachim...
Kakashi nie był zaskoczony
wspomnieniem o rzekomej śmierci Itachiego. Był jednym z pierwszych,
którzy wiedzieli o całej tej sprawie. Z pewnością wiedział
wcześniej i więcej niż sam Naruto.
- Teraz wystarczy pozwolić mu
działać, Naruto. Sakura wykonała swoje działanie, umożliwiając
mu dyskretny kontakt z Konohą, ale zapewniając, że nikt go z nią
nie kojarzy. Jeśli chodzi o wiadomości od niego, przychodzą do
mnie...
- Wiedziałem – rzucił z cichą
radością – po prostu to czułem.
- To znaczy, że i on wie o Sakurze.
Musiała go poinformować o odejściu, co znaczy, że wciąż na
sercu leży jej dobro wioski.
Naruto uśmiechnął się. Było to
nawet pocieszające, że jego przyjaciółka pomimo ratowania
swojego własnego tyłka, pomyślała o tym, by nie odcinać wioski
od jej informatorów.
Dobranie Utsukushiego do Ketana i Lee
było jak dobieranie skarpetek do sandałów. Musiało skończyć
się źle. Już po wyjściu z gabinetu ten pierwszy został obrzucony
nieprzychylnym spojrzeniem Rocka. Starał się je dorośle
zignorować, ale nim nawet doszli do sekretariatu, Lee zdołał
zaczepić go słownie.
- Nie jesteś nam do niczego
potrzebny.
Odzywka na poziomie akademii,
przyniosła szybką reakcję ze strony medyka, bo ten obrócił
i z pewną siebie mina przywalił Rockowi w nos.
- Za chwilę będziesz mówił,
co innego, a teraz się zamknij i już bez słowa idźcie, gdzie was
zaprowadzę.
Pewnie Lee chciał coś jeszcze dodać
od siebie w postaci oddania ciosu lub chociaż słów typu „ani
mi się śni”, ale zainteresowany wzrok Ketana, który
zazwyczaj głęboko nie tylko w nosie miał to co inni mają do
powiedzenia, kazał mu się dostosować. Złapał się więc tylko za
nos, sprawdzając, czy nie krwawi, czy nie jest złamany. Uderzenie
było jednak czysto ostrzegawcze, nie sprawiało nawet zbyt wiele
bólu, nie mówiąc już o żadnych innych
konsekwencjach.
Zaspoilować muszę, bo sama nie mogę się doczekać. W następnym rozdziale będzie Itachi i to już na stałe. Czekam na pomysły, jak Waszym zdaniem będzie wyglądała ta obecność Itachiego. Każda teoria mile widziana.
No nie, tym oto rozdziałem nieco podburzyłaś mój mur pewności co do sprawy Sasuke xD poważnie, zwykle podczas czytania blogów, czy nawet książek, mam mnóstwo podejrzeń co do fabuły, czy różnych rozwiązań zagadek i przyznam, że nawet często uda mi się zgadnąć, ale nigdy jeszcze nie miałam tak wielkiej i niezachwianej pewności jak u ciebie, w poprzednim rozdziale! (god, co za olbrzymie zdanie!) No ale tak, teraz nie jestem już taka pewna, jeśli chodzi o strony Sasuke, chociaż dalej nie wydaje mi się, żeby chciał zniszczyć Konohe. Ale dobra, pożyjemy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńNo ale jak na razie Uchiha jak zwykle pławi się w blasku swej nieśmiertelnej chwały... martwi mnie stan Sakury, ogólnie preferuję jej postać jako silną i twardo stąpającą po ziemi, przyznam się, że nie przepadam za nią w mandze i byłabym więcej niż rada, gdyby w twoim opowiadaniu jeszcze udało jej się utrzeć Sasuke tego zarozumiałego nochala. (boże, co ja mam z tymi zdaniami dzisiaj?!) W każdym bądź razie, po którejkolwiek stronie stanie w końcu Sasuke, Sakura i tak mogłaby mu trochę skopać dupsko za to jak ją tam traktowano.
Jakoś tak nie wiem czemu, ale szczególną uwagę zwróciłam na ten krótki fragment o śmierci poprzednich członków drużyny Sakury, o tym jak przez jej niesubordynację zginął jeden z nich...
Najbardziej za to podoba mi się drobny, narodowy akcent o dobieraniu skarpetek i sandałów. Bardzo... wymowne porównanie :D
Zakończenie za to mnie zaskoczyło było takie... 'niezakończeniowe'. Poważnie, w ogóle nie poczułam, że to koniec rozdziału, urwany w takim specyficznym momencie.
Ooooooooch a co do Itachiego.... no jak zawsze jestem na tak i sama się zastanawiam jak będzie wyglądać jego pobyt w wiosce. Pewnie niewtajemniczeni mieszkańcy nie przyjmą go z otwartymi ramionami, mam tylko nadzieję, że nie będą odwalać żadnych nieprzyjemnych akcji. No i liczę na jakąś konfrontację Uchiha braci, oczywiście nie kryję, który z nich zawsze i wszędzie będzie moim faworytem ♥
Pozdrawiam, buziaki ;3
Jaki piękny, długi komentarz ;>
UsuńW takim razie punkt dla mnie, wzbudzam w Tobie niepewność. Przewidywalne książki są do bani. Ostatnio przeczytałam "Czynnik Miłości", taka przyjemna i lekka dla nastolatek, po wszystkich tych zmierzchach innych tego typu jestem wniebowzięta tym, że książka dla nastolatek mnie zaskoczyła. Polecam.
Ja również lubię bohaterki silne, ale nienawidzę robienia z nich takie super Mary Sue co to znajdzie wyjście z każdej opresji. Jakby nie patrzeć, jest słabsza niż cała armia, w szczególności będąc związaną. Na tę chwilę jest zdana na innych, ale na pewno przyjdzie czas, aby mogła przyprawić Uchihę o mdłości, gęsią skórkę? Nie wiem jeszcze jak dokładnie Uchiha ma zareagować.
Tak ta śmierć, zauważyłam, to jakiś czas temu, że wykreowałam Sakurę na zbyt jednoznaczną i chcę jeszcze ją rozbudować, pokazać jej wady, słabości i fakt, że pomimo błędów może działać dalej.
Te sandałki i skarpetki, w sumie nie wiedziałam czy wypada, bo jednak inne realia i pewnie to porównanie przy poprawkach zniknie, aczkolwiek na tę chwilę podoba mi się i dostaniesz punkt do Lucens za jego wyczajenie .
Tak, zwykle kończyłam w momencie, gdy już było wiadomo, że jakaś sprawa została rozwiązana, ale tym razem nie jest to takie jasne. Kiedyś może poprawię podział rozdziałów. Teraz patrzę głównie na to, by każdy mial podobną objętość i aby wnosił coś do fabuły. Wiem, to złe. Poprawię się.
Konfrontacja, nie wiem, chciałam, żeby to miało miejsce trochę później, ale teraz jak o tym piszesz, to specjalnie dla Ciebie zaaranżuję coś szybciej. ie w nastepnym rozdziale niestety, ale za dwa/trzy...
Również pozdrawiam, Buziaczki,
Nikumu.
Zostałaś nominowana do Liebster awards!
OdpowiedzUsuńWięcej tutaj: http://wciazczekamnatwojeslowo.blogspot.com/
Dziękuję, postaram się ogarnąć w końcu te nominacje i zrealizować o tym jakiegoś pościka.
UsuńOto komentarz. Masz pomysł - bardzo oryginalny zresztą i powiązany fabułą prawdziwej mangi - na bloga , piszesz poprawną polszczyzną z deklinacjami i koniugacjami . Oprócz tego blog ma ciekawą szatę graficzną. Gratuluję . Takich blogów potrzeba. ;-)
OdpowiedzUsuńKocham!
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej ;) Mam nadzieję, że Sakurze nic się nie stanie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
http://sasusaku-wiecznie-zywi.blog.pl/
Witam,
OdpowiedzUsuńkochana, ja bardzo przepraszam, ze dopiero teraz nadrabiam zaległości, ale ostatnie dwa lata były dla mnie bardzo ciężkie, i jednak nie miałam czasu na czytanie, ale powoli wracam.... mam nadzieję, że nie porzuciłaś pisania i jednak będą nowe rozdziały...
ciekawe co się dalej stanie, wojna zbliża się wielkimi krokami, och nawet nie wiedzą, że obozowisko wrogów jest tak blisko...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia