"Zdrada o zapachu cytrusów"
Naruto od rana był nie swój. Wyjaśnienia Utsukushiego z dnia poprzedniego na niewiele się zdały. I tak chodził niespokojnie z kąta w kąt, nie mogą sobie znaleźć sensownego miejsca. W odruchu gniewu, w niezrozumiałym dla współpracowników zamyśleniu wyłamywał chude palce. Od czasu do czasu przystawał przy oknie i wypatrywał czegoś w oddali, jakby znaku, wiadomości od części samego siebie, która zdawała się była go opuścić wraz z odejściem Sakury. Słońce bliższe już było zachodowi niż wschodowi, gdy pomiędzy budynkami zobaczył pocztowego ptaka. Niby nic niezwykłego, bo wiele takowych latało w okolicach z mniejszym lub większym powodzeniem trafiając do adresatów. Ten jednak był wyjątkowy, choć początkowo tylko w myślach hokage, który uparcie wierzył, że to wiadomość od Sakury. Wszelkich informacji bał się niemiłosiernie, nie wiedząc, czego może się spodziewać – żyje czy umiera, wraca czy zostaje...
Zwierzę nie zawiodło go, usiadło na parapecie i wlepiło w niego bezrozumne spojrzenie. Naruto uwolnił je od brzemienia maleńkiego pakunku przyczepionego do dolnej kończyny i pogrążył się w lekturze.
Pierwsze znaki poprawiane były wielokrotnie, jakby nadawca setkę razy zastanawiał się nad tym czy powinien je wysłać. Niestaranne linie pełne emocji niemożliwych już do odróżnienia. Przez nie przebijało się tylko jedno – dosłowne znaczenie, które po wielokrotnym poprawianiu znaków zatraciło już sens. Drogi... Drogi Naruto. Jakby Sakura, którą pachniał pergamin - zapachem cytrusów, sama nie była pewna pisanych słów. Nie była. Jak ironicznie brzmiały w połączeniu z całą treścią listu, krótkiego, choć treściwego, zbyt treściwego!
Wraz z postępem w lekturze wiadomości, ciało Uzumakiego spinało się coraz bardziej. Prawą dłoń, tą którą nie dzierżył ciężkiego w znaczeniu listu, zacisnął w pięść. Aż kosteczki sczerwieniały, a potem zbielały na powrót. Żołądek podchodził do gardła, a twarz przybierała niedowierzający wyraz. Gdyby nie charakter pisma, który rozpoznałby, będąc wyrwanym w środku nocy, przysiągłby, że to nie napisała Sakura. To było gorsze niż wiadomość o jej śmierci... To była wiadomość o jej zdradzie, pisana jej własną ręką, oznajmiana jej własnym, ironicznym stylem, pobudzanym przez niepodobne do niej pobudki – samolubstwo.
Na nieszczęście Utsukushiego – przybył w nieodpowiednim momencie, bo jeszcze, gdy Naruto, stojąc przy oknie, podsunął pergamin do nosa, by poczuć zapach najbardziej gorzkiej ze zdrad – zapach cytrusów.
- To chyba nieodpowiednia chwila... - zawahał się i był gotowy już wyjść, ale Naruto powstrzymał go silnym głosem. Najsilniejszym od odejścia Haruno.
- Zostań. Czas pozamiatać ten bałagan. Czytaj!
Medyk nie miał jak przeciwstawić się poleceniu. Podszedł, przejął list i czując się niekomfortowo, czytając cudzą korespondencję, zatracił się w słowach. Słowach gorzkich i obcych, nie pasujących do znanej mu osoby. Na koniec dość głośno wypuścił wstrzymywane powietrze i oddał bez słowa list. Nie mógł nawet w połowie czuć się tak źle jak w tej chwili Naruto. Nie miał prawa jej oceniać, ale ukuła go świadomość straty i jakby zazdrości, że ona zdołała wydostać się z wioski. Hipokrytka.
- Nie wierzę – odezwał się po chwili, rozumiejąc, że Sakura, jaką znał nigdy nie pozostawiłaby wioski i przyjaciół na pewną śmierć. Nie po tym, jak wielokrotnie udowodniła swoją determinację w obronie wioski. Nie po tym, jak była gotowa zginąć za Naruto, za Sasuke... Nie po tym jak ledwo żywa dotarła do celi, by dowiedzieć się czegoś więcej. I na pewno nie po nocy, gdy lekko pijana związywała konspirację z Uchihą, a potem nim. Nie mówiąc, już o innych zobowiązaniach Sakury wobec wioski, o których Ustsukushi mógł się jedynie domyślać.
- Nie wierzę – powtórzył nieco głośniej, jakby sądził, że Naruto nie usłyszał. Słyszał bardzo dobrze, o czym świadczył gorzki uśmiech, uśmiech bólu, który pojawiał się, gdy był dzieckiem i bał się, że zaraz wybuchnie płaczem. Naruto jednak nie płakał... - Niby po co miałaby pisać list...
- Uwierz... Inni też niech uwierzą. Jeszcze dziś wiadomość ma dojść do wszystkich oddziałów. Sakura Haruno jest zdrajcą i w razie złapania, jako taki ma być traktowana.
Tymczasem Sakura i jej niezwykle wierny towarzysz Uchiha dotarli na tereny zajmowane przez dotychczasowego wroga. Początkowo nieprzychylne spojrzenia obozowiczów, zmniejszały swą intensywność, a co poniektórzy shinobi wołali Uchihę do siebie, zupełnie jak przed poprzednią bitwą. Teraz jednak byli odrobinę bardziej podejrzliwi i w pierwszej kolejności wypytywali o to, jak udało mu się opuścić wioskę. Jego przygoda z Mirinem była tu powszechnie znana i zapewne tylko lenistwo powstrzymywało tych ludzi od związania go przed wyjaśnieniami. Nie sposób jednak było nie wierzyć uroczemu Sasuke, za którym poświadczył Oni. Ten bowiem, musząc wyjaśnić, jakim cudem obezwładnieni shinobi z Konohy opuścili Dzielnice Tanzaki, sprytnie zagrał wszystko na jedną kartę.
- Mówiłem, że na dniach się pojawi! - zawołał w końcu nad wyraz inteligentny nastolatek, tłumacząc zawile, jak Sasuke przyznał się w niewoli do szpiegowania Hokage.
Sasuke zaśmiał się gardłowo, wydawał się aż zbyt dobrze odgrywać swoją rolę. Zbladła ze strachu rozumiejąc w jakiej pozycji się znalazła. Kto zdradził raz, nie ma problemu, by zdradzić po raz kolejny. Doskonale o tym wiedziała i teraz nie mogła zrozumieć, jak w ogóle doszło do jej układów z Uchihą. Tym obcym człowiekiem, który stał do niej plecami, witał się z kolejnymi wojownikami, przeznaczonymi do ataku na Konohę. Poczuła się mała i bezbronna, zupełnie osamotniona, a co było jedynym dobrym w tej sytuacji – niezauważana. Dopiero po chwili ktoś w końcu słusznie zauważył, że szpieg nie pojawił się sam.
- A to co za straszydło przytachałeś? Jednego się ledwo pozbyłeś, a następne za sobą ciągniesz?
Uchiha obrócił się za siebie, kierując wzrok w miejsce w które patrzył wypowiadający te słowa shinobi – na Sakurę. Wzięła głęboki oddech, jakby dotąd miała nadzieję, że jest niewidzialna i nikt nie może jej zaszkodzić. Nie była.
- Tylko jej naiwność pozwoliła mi, żeby wydostać się z więzienia, a potem szpiegować i w końcu wydostać się z Konohy. Jest tak głupia, że pomagała mi przez ten cały czas.
Wiedziała, że teraz patrzą się na nią wszyscy, dla których była w zasięgu wzroku. Ona – głupia, naiwna, pomagała zdrajcy. Patrzyli na nią z wyższością, jakby była symbolemy znienawidzonej przez nich Konohy. W pewnym sensie była – czyściutka, bez szpetnych blizn na twarzy, z delikatną cerą, oznaczała dla nich wioskę pełną niesprawiedliwie szczęśliwych ludzi, żyjących ich kosztem – kosztem zbiegów, buntowników, którzy zrezygnowali z przestrzegania w ich mniemaniu durnych praw.
- Więc była ci potrzebna baba? - zawołał ktoś z tłumu
Nie byłoby problemu z tym, że pomogła kobieta, bo i w tych szeregach było sporo przedstawicielek płci pięknej, niekiedy naprawdę niebrzydkich. Po prostu Sasuke, który zdawał się na cudzą łaskę, potrzebował czyjejkolwiek pomocy było dla wielu niepojęte.
- W pewnym sensie była.
- Już nie jest?
- Nie.
- Zabić?
I choć cały dialog toczył się szybko, a i na to pytanie odpowiedź padła błyskawicznie, to oczekiwanie na odpowiedź Sakurze zdawało się trwać dobrą chwilę. Nie widziała jego twarzy, bo zdołał się już dawno odwrócić, mogła jedynie sobie wyobrażać, jak okropnie musi wyglądać jego twarz. Przystojna jak zawsze, ale wykrzywiona w nienawistnym wyrazie.
- Zabić – potwierdził w końcu głosem spokojnym, jakby mówił „wszystko jest w porządku”.
Nie było jak ani dokąd uciekać. Była tu jako zdrajca. Rankiem bez wiedzy Uchihy wysłała do Naruto list, w którym jasno dała po zrozumienia, że ucieka z dala od wszystkiego, z dala od wojny, z dala od Konohy. Stała więc pomiędzy obcymi, jako bezdomna, jako uciekinierka, skazywana właśnie na śmierć. Ktoś doskoczył do niej, poddała się obojętnie, nie próbując nawet się bronić. Silne, szorstkie dłonie zacisnęły się na jej nadgarstkach, wyciągając je do tyłu. Uścisk był bolesny, obezwładniający kobiece palce, które i tak nie miały być przeznaczony do obrony.
- Albo... - zawahał się Uchiha, co wzbudziło podejrzliwy szmer w tłumie. - Albo wykorzystamy ją do zemsty.
- Niby w jaki sposób? - odezwał się mężczyzna, który krępował dłonie Sakury.
Sasuke w końcu obrócił się do niej przodem i wtedy zrozumiała, jak bardzo myliła się, co do niego. Nigdy nie zasłużył na drugą szansę. Nie zasłużył, by stanęła w jego obronie, by ryzykowała życiem, wyciągała go z więzienia. Mogła nie walczyć z przeznaczeniem... Podpisała na siebie wyrok.
- To niespełniona miłość, tego przeklętego hokage. Zrobi dla niej wszystko, kto wie, czy nie założyłby nawet worka pokutnego i by ją uwolnić w zamian za siebie i za całą Konohę.
- Nie tego przecież chcemy! - Z tłumy wychyliła się drobna dziewczyna. Była młoda, ale świadczyły o tym tylko niektóre fragmenty gładkiej skóry- te które nie były pokryte poparzeniami i bliznami. Mogła być kiedyś ładna, a może mogła mieć kiedyś zadatki na ładną. Teraz jednak jej powierzchowność raczej odstraszała. Włosy z jednej strony wygolone, odsłaniały poparzoną, pomarszczoną skórę czaszki, z drugiej rosły nadal – choć poniszczone i poharatane na kosmyki różnej długości. - Chcemy krwi! Chcemy krwi tych ludzi, za których sprawy walczyliśmy, a którzy odpłacili nam tylko pogardą, popychając nas do ucieczki, a potem nazwali zdrajcami i...
- I wysyłali za nami listy gończe, oferując nagrody za „przestępców”! Nie chcemy zdobywać Konohy dobrocią, nie chcemy by oddali nam wszystko! Chcemy to zabrać! Wyrwać z ich rąk!
- Więc ją zabijcie teraz, tak by nikt nie wiedział albo zaczekajcie i zabijcie ją potem, gdy Hokage będzie sądził, że nikt nie może mu zagrozić! Zabijcie ją na jego oczach i rzućcie ciało na rozszarpanie, a on będzie cierpiał bardziej niż gdybyście rozrywali jego własne ciało! - zawołał Uchiha głosem wspaniałego dowódcy, zagrzewającego lud do walki. Na Sakurę spojrzał raz, przelotnie i z pogardą, jakby napawając się swoją wspaniałą zdradą.
Stało się. Mężczyzna krępujący Sakurę związał ją, a potem jak potulne zwierzę zaprowadził ją do jednego z wielu namiotów, rozbitego w obozie objętym maskującą techniką. Tam, na środku stał słup, zdecydowanie zbyt masywny na tymczasowy obóz, jakby miejsce to było kryjówką od wielu tygodniu, a nawet miesięcy. Do niego przykuł ją łańcuchem. Miał już wyjść, ale przystanął przy samym wyjściu. Sakura zadrżała, bojąc się co zrobi następnie. Zgwałci ją? Na wojnach takie rzeczy był codziennością. Jej oddech zrobił się szybszy, szarpała łańcuchami, naiwnie wierząc, że okażą się wykonane choćby z waty cukrowej. Nie okazały. Mężczyzna podszedł blisko, wykonał szybko kilka pieczęci, a potem do łańcucha przyczepił coś, co najwidoczniej miało uniemożliwić Sakurze wykorzystywanie chakry. Na wszelki wypadek jednak stanął na jej prawą dłoń nogą. Miał ciemnie, ciężkie buty o wysokiej cholewce, którym to przycisnął dłoń do ziemi. Sakura zacisnęła zęby, błagając, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Z oczu pociekły łzy, ale dopiero potem krzyknęła. Dopiero gdy zauważyła, że mężczyzna skupił energię w stopie, a potem położył na nią większy nacisk, aż w jej dłoni coś gruchnęło, pękło. Krzyknęła, rozpłakała się głośniej i popuściła w majtki.
- Uchiha, niech będzie przeklęty moment, w którym uratowałam ci życie – wrzasnęła, gdy mężczyzna już wyszedł. Była pewna, że słyszała ją większość obozu.
Nie była w stanie określić ile trwa jej niewola. Gdy dotarli do obozu zaczynało zmierzchać. Gdy trafiła do namiotu, było już ciemno, ale nie miała pojęcia, czy na zewnątrz mógł być już poranek czy może wcześniej. Namiot zbudowany był z pala, do którego była przykuta oraz grubego, ciemnego płótna, które nie przepuszczało żadnego światła.
Ból w dłoni nie zmalał, ta wciąż pulsowała i nawet przypadkowy ruch czy robak przynosiły kolejne jego fale. Sakura zrezygnowała z szarpania się, z prób przewrócenia słupa, który był wkopany w twardą ziemię co najmniej na metr głębokości. Po prostu siedziała, jak kukła, oparta o słup, zrezygnowana i zapewne blada, z suchymi wargami. Gdy oczy dostosowały się do ciemności i były w stanie odróżniać chociaż delikatne kształty, zauważyła, że jest tu sama. W namiocie nie było nic i nikogo. Nie licząc rzecz jasna robaków, które wychodził, i kilku kamieni, których najwidoczniej nie chciało się usuwać przy stawianiu namiotu. Sakura nieznacznie kiwała głową, próbując jakoś odliczać czas, jakoś go przede wszystkim zabijać, by nie pozwolić sobie zwariować.
Takich warunków nie mieli nawet więźniowie Konohy – pomyślała. Nawet ten cholerny Uchiha. Wspominała jak przyszła do lochów, jak upadła, zbyt słaba, by znieść to wszystko, co się stało. Miała wtedy chwilę, widziała Uchihe, przykutego do ściany, na które można było liczyć kamienie. Widziała kraty pod prądem, od których odskakiwał niejeden więzień. Widziała Uchihę, jego oczy, błyszczące, jak oczy dzikiego zwierzęcia, siłą zamkniętego w klatce. I teraz rozumiała, że ludzie się nie zmieniają, mogą jedynie udawać... Zatęskniła za konohańskim więzieniem. Tam więźniowie mieli światło, mieli toaletę, beznadziejną, ale mieli i nie musieli leżeć we własnym moczu...
W końcu zasnęła, z wyczerpania, z bólu, z rezygnacji. Miała sen. Sen dziwny, symboliczny. Widziała Naruto, smutnego, oddalającego się, z czymś czerwonym w dłoni, jakby z sercem. Oddalał się choć nie ruszał się zupełnie. Tak jakby płynął lub to ona odpływała. W końcu zniknął, ale nie delikatnie i powoli, ale szybko, jakby rozdarty przez ostre szpony, które poczuła aż ona, mocno, wyraźnie, intensywnie. Potem pojawił się Sasuke, tak nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jego twarz była zupełnie bez wyrazu, nawet bez tego ironicznego uśmiechu, był blady, trupio blady. Potem zauważyła, że Sasuke zamiast serca ma dziurę. Dziurę wielkości pięści, jakby to, co trzymał Naruto było właśnie narządem Uchihy. Ale Sasuke żył, zupełnie nieprzejęty. Zaciskał mocno pieści, obracał głowę, ale jako, że robił to zupełnie bez emocji, nie mogła określić jego intencji. Potem zniknął i nikt się już nie pojawił, a ona została sama, wśród ciemności, którą co jakiś czas rozświetlał piorun. Sunęła się, płynęła, bez strachu, bez bólu, jedynie jakby z przekory próbując uniknąć kolejnych piorunów. Śmiała się, ale nie był to czysty śmiech, raczej ironiczny, przerażający.
Obudziła się, bo ktoś ją kopnął. Wzdrygnęła się, a dreszcz obudził ból w dłoni. Syknęła. Stała nad nią grupka obcych osób. Zapewne tych z tłumu, który zadecydował dla niej śmierć.
- No księżniczko. Woda! Cobyś nam zbyt szybko nie zdechła, bo mamy plany.
Początkowo chcieli złośliwie położyć wodę na ziemi, z dala od niej, by musiała się czołgać i sprawiać sobie ból, ale ostatecznie wlali w nią kubek wody siłą – naraz. Więcej pociekło jej po brodzie aż na ziemię. Częścią nieomal się udusiła, niegotowa do wypicia, wreszcie połknęła małą ilość. Potem znów została sama, ale gdy wychodzili zostawili nienarzuconą płachtę, która robiła za drzwi. Mogła więc zauważyć, że dawno jest już widno. Na zewnątrz wciąż było coś słychać, a to kroki, a to głosy. Sakura słyszała to cały czas, bo namiot nie był dźwiękoszczelny.
- Madara przysyła wieści – usłyszała któregoś razu głos, najwidoczniej gońca. Już miała nadzieję, że chociaż usłyszy coś, że przynajmniej nie będzie żyła te ostatnie chwile bez wiedzy, co się dzieje.
- Nie tutaj, mamy więźnia. Porozmawiamy w bezpieczniejszym miejscu – oznajmił inny głos, który szybko rozpoznała. To Uchiha. Wciąż o niej pamiętał i w zasadzie nie wiedziała, czy to dobry znak czy nie.
Płachta poleciała w dół, gdy znów ktoś pojawił się w namiocie. To była kobieta. Gdy jeszcze było jasno zdążyła zauważyć, że ją poznaje. To była ta młoda poparzona dziewczyna.
Sakura wzdrygnęła, ciesząc się, że jest ciemno i ta reakcja nie zostanie zauważona, nie obrazi szpetnej dziewczyny. Nie chodziło jej wcale o uczucia wrogiej osoby, bała się jedynie konsekwencji.
- Przyszłam sobie popatrzeć na ciebie. Wzrok mam dobry, widzę to wzdrygnięcie – zaśmiała się. - Chcę zapamiętać różnicę. Teraz jesteś taka ładna... Zdrowa. Masz skórę i zdrowe włosy, a potem nie będziesz miała nic. - Sakura zadrżała słysząc ten pełen czułości głos, który mówił tak okropne rzeczy. Była jednak obojętna, na swój sposób pogodziła się ze śmiercią, z tym, że umrze jako zdrajca.
W ciemności zadźwięczało ostrze.
- Co robisz? - Sakura nie sądziła, że głos Sasuke może ją kiedykolwiek uratować. - Jeszcze nie czas. Naruto musi móc ją rozpoznać. Jeśli będzie zbyt podobna do ciebie, to może być niemożliwe.
- Sasuke... - wyszeptała Sakura, ale spuściła wzrok, nie chcąc na niego patrzeć, nie chcąc dopuścić do siebie tych wszystkich myśli, które ją tu nawiedzały – że jest głupia i naiwna, że znów dała się oszukać.
- Tanaya, szukają cię, przyszły nowe rozkazy.
Dziewczyna wyszła z namiotu. Do środka znów wpadało światło. Sasuke nie zasłonił wyjścia, ale że źródło światła było za nim, nie mogła ujrzeć jego twarzy. Widziała jego ciemną sylwetkę. Jak przechyla głowę w ironicznym geście. Odwróciła od niego wzrok, czując się zażenowana.
- Niedługo spadną liście, chociaż nie tak, jak sądziłaś – rzucił i wyszedł.
Dzięki Bogu ! W zeszłym tygodniu wpadłam na bloga przez przypadek, ale od razu zakochałam się w tej historii.
OdpowiedzUsuńTen niebanalny język, sposób, w jakich opisujesz zachowania, uczucia bohaterów. Naprawdę rzadkością jest tutaj trafić na tak wyjątkowego bloga, szczególnie w tych czasach, gdzie teraz gimnazjaliści opanowali większości internetów.
Zasmucił mnie fakt, ze ostatni post pojawił się tak dawno, szczerze to pomyślałam, że już z tym skończyłaś. Dzisiaj pomyślałam, a sprawdzę, może coś się nowego pojawi. No i bam ! Moje modlitwy zostały wysłuchane. bardzo się cieszę, że dalej będziesz kontynuować tą niesamowitą historię. : )
Przepraszam za tak późną odpowiedź.
UsuńCiesze się, że zyskałam nowego czytelnika i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej.
Z tą historią jeszcze nie skończyłam, doprowadzę ją do końca choćbym miała pisać dla samej siebie, bo jakby nie patrzeć ta długa przerwa wykruszyła wiele ludzi. Tak opowiadania Naruto są pisane głównie przez gimnazjalistki i opierają się głównie na parowaniu bohaterów, cieszę się, że się wyłamuję.
Dziękuję za komentarz, pozdrawiam,
Nikumu.
twój styl jest niesamowity. to opowiadanie czyta się jak najlepszą książkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję, takie słowa to znak, że chyba idę w dobrym kierunku.
UsuńŁo, to było coś. Jednak mam nadzieje, że Sakura jakimś cudem dokopie im wszystkim, ale to pewnie byłoby za proste. Ciesze się, że pojawił się tu kolejny rozdział. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja też się cieszę, dziękuję za komentarz. Z Sakurą to niestety nie będzie tak prosto jak może się wydawać.
UsuńRównież pozdrawiam,
Nikumu.
Witam, witam!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i jestem spragniona następnych.
Och ten Uchiha, tak odwdzięczyć się za uratowanie życia. Mam taką cichutką nadzieje, że Naruto wszystko zrozumie i wybaczy Sakurze.
Pozdrawiam Paulina
Witam, witam, witam!
UsuńKolejne piszą się w trybie ekspresowym, żeby wynagrodzić tak długą przerwę (jeśli to w ogóle do wybaczenia). Uchiha z gatunku niewdzięcznych dba o własne cztery litery, czasem jednak... Ojć. A Naruto, w pewnym momencie wybacza się wszystko.
Również podzrawiam ;)
Nikumu
Szczerze przyznaje, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Wydawało mi się, że nawet Sasuke nie byłby zdolny do takiego czynu. Jednak jak widać intuicja mnie zawodzi. Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczą się losy głównych bohaterów więc z niecierpliwością czekam na kolejną notkę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Jeszcze wszystkich czeka wiele zaskoczeń, zwrotów akcji i z pewnością chwilami niedowierzania. Chciałabym nie nudzić ani siebie ani Was. Pisanie nudnych, przewidywalnych rzeczy też jest nieprzyjemne.
UsuńPozdrawiam,
Nikumu.
Dobra, pomimo tego realistycznego zachowania, brutalności, z jaką traktują Sakure i ogólnie całej reszty.... nie wierzę, żeby ta zdrada Sasuke była prawdziwa. To nie to, że go bronię, albo jestem jakąś niepoprawną optymistką, ale po prostu mam wrażenie, to co właśnie teraz robi Sasuke, to jest ta jego świetna gra aktorska. Było nie było, już kilka razy uratował Sakure przez znęcaniem się albo nawet śmiercią, nawet jeśli mimochodem i nawet jeśli udawał, że tak będzie lepiej dla ich celów. Hmpf, ja tam twierdzę, że ma plan. Jakiś super niecny, Uchiha plan, który jednak uratuje Konohe!
OdpowiedzUsuńW tym wszystkim tylko szkoda Naruto, bo naprawdę się zastanawiam, po co Sakura wysłała ten cholerny list.
No i intrygujące, ostatnie słowa... lecę do następnego rozdziału!
Oj Anayanna Ty chytra dziewczyno! Witam Cię tu z powrotem, za dużo mi węszysz i to węszysz w dobrym kierunku. Aczkolwiek jeszcze się okaże jak bardzo jest to gra, a jak bardzo prawda.
UsuńTa scena z listem marzyła mi się od dawna i w końcu przyszła okazja. Listy to w tym opowiadaniu ważna sprawa, ale na rozwiązanie zagadki planów Sakury trzeba poczekać. Z tym, że każdy bohater ma tu swój sposób na ratowanie Konohy i choć teoretycznie działają w jednym celu, a nawet razem, to nie ufają sobie zbytnio i zbyt często wchodzą sobie w drogę.
Lecę odpisywać na kolejny komentarz.
Pozdrawiam,
Nikumu
Witam,
OdpowiedzUsuńwięc jednak Sasuke udawał, Sakura sama zdradziła wioskę pomagając mu, no chyba, że jednak Sasuke wciąż udaje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wiedziałam! Sasuke nie zdradził Sakury ! ;) Żeby wejść w ich szeregi musiał się dostosować ;) Naprawdę realistycznie opisałaś położenie Sakury ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
http://sasusaku-wiecznie-zywi.blog.pl/