wtorek, kwietnia 02, 2013

Rozdział VI

"Egzamin wątpliwej dojrzałości"
Naruto zdawał się powoli wracać do znanej powszechnie charakterystycznej dla niego postawy ogólnego optymizmu. Być może w jakiś sposób wpływał na to zachowanie fakt, że Sasuke był w wiosce – na dłużej niż wymagałoby tego jej zniszczenie. Pomijając całą sympatię, którą kiedyś go darzył i która mogła lub nie – całkiem już się ulotnić, z pewnością czuł swego rodzaju spełnienie. Fakt, że udało mu się dopełnić obietnicę, złożoną lata temu, cieszył go niezmiernie. Tym bardziej, że była to przysięga początkowo zbyt trudna, a jej wykonanie okazało się tylko i wyłącznie wynikiem nieszczęśliwych wypadków. Tak więc, pomimo tej pokręconej sytuacji, Naruto był szczęśliwy.
 – Magazyn znów w połowie pełny – zakomunikowała Sakura, wchodząc do gabinetu jak zwykle bez pukania.
Miała przy tym uśmiech, który wcale nie zwiastował kolejnych ataków i niebezpieczeństw, na jakie narażona pozostawała wioska.
Było tak zwyczajnie, tak normalnie, że aż nienaturalnie, co krępowało Sasuke. Siedział on naprzeciwko Naruto, nie racząc nawet przywitać czy chociażby odwrócić się i spojrzeć na tę, która weszła do gabinetu, przerywając dość wymowne milczenie. Nie miał sobie przyswojonych jeszcze na tyle ludzkich odruchów, by umieć się pogodzić z własną pozycją. Czuł za to dumę, ogromną dumę, która zabraniała mu patrzeć na osobę, która już dwukrotnie przyczyniła się do zachowania przez niego życia. Przyznanie się do wdzięczności byłoby dla niego tym bardziej bolesne, bo Sakura była kimś, z kim nie chciał mieć nic wspólnego. To natomiast wiązało się z faktem, że wtargnęła do jego bytności bez pytania i zdziałała już całkiem sporo. Jak sam zdołał zauważyć, było to błędne koło, przed którym ucieczką była tylko ignorancja wobec jej osoby.
Gdy uświadomił sobie swoje przekonania, jej już nie było. Wyszła tak, jak i wcześniej wtargnęła – szybko, nie pozostawiając po sobie nic prócz dobrych wieści i kilku zbędnych myśli.
 – Sakura twierdzi, że nie można ci ufać – wypalił Naruto, nieporadnie usprawiedliwiając nieobecność wszędobylskiej przyjaciółki.
 – Może ma rację. – Nawet obojętny głos Sasuke nie mógł ostudzić zapału hokage.
 – Myślę, że tym razem się myli. Nie pierwszy raz zresztą. Ja... Cholera, będę tego żałować, ale chcę dać ci szansę. Po wszystkim odejdziesz jak gdyby nigdy nic i nikt nie będzie cię ścigał, jeśli odejdziesz daleko stąd. Zrobisz, co zechcesz, ale najpierw oczyścisz swoje imię.
 – A co jeśli nie chcę oczyszczać imienia?
 – W takim razie chcesz poznać prawdę, którą zna tylko Itachi. Chcesz go spotkać, a do tego jedynym kluczem jest Sakura. Musisz się z tym pogodzić.
Uchiha uniósł brew z niekrytym zainteresowaniem. Przechylił się lekko do przodu, wierząc, że już za chwilę opuści Konohę ze świadomością, że nie ściga go żaden nadgorliwy wojownik, który za długo pozostał wierny ideałom.
 – Pomożesz ocalić wioskę przed Madarą...
Prychnięcie przerwało wypowiedź hokage i tym samym wywołało na jego twarzy grymas niezadowolenia.
 – Zrozum to wreszcie, Ty niekumaty... Ech, ja nic nie wiem, już mówiłem.
 – Ależ ja pamiętam. Chodzi o to, że jesteś jedyną osobą, która może się dowiedzieć. Stawiam sprawę jasno. Za informacje o sile Madary i pomyśle, jakimkolwiek, jak można go pokonać, kupisz wiadomości o bracie... A jeśli się spiszesz, to pewnie uda ci się go spotkać.


Gdy trzy godziny później Sasuke przeszedł przez bramę Konohy w towarzystwie Lee, zarzucał sobie wstanie lewą nogą, a nawet narodziny pod wyjątkowo pechową gwiazdą. Szedł jak baranek na rzeź w towarzystwie swojego dawnego kata, z którym nawet nie próbował teraz zamienić słowa. Przeklinał po cichu tę głowę, w której zrodziła się myśl, że spośród całej populacji shinobi Konohy, to Lee miał spędzić z nim najbliższe dni. W drażniącym milczeniu dążyli do dzielnic Tanzaku, miasta hazardu i wyjątkowej rozpusty, gdzie wiele czasu spędzali i ci dalsi, i bliżsi współpracownicy Madary.
Osada ta znajdowała się jeszcze w granicach Kraju Ognia, toteż przy wyjątkowo szybkim tempie, jakie każdy z nich jeszcze przyspieszał, mieli duże szanse dotrzeć na miejsce tuż po zmroku.
 – Jesteś mi niepotrzebny – rzucił w końcu Uchiha, któremu sprzykrzyła się cisza, a raczej świadomość, że to Lee ma w tym przypadku lepszą formę. Ten zignorował jednak zaczepkę.
 – Od razu widać, że taki frajer jak ty jest na pewno z Konohy. Współpracownicy Madary to nie idioci.
 – Też jesteś z Konohy! Ja jestem tu tylko po to, by w razie kolejnej twojej zdra...
 – Pojąłem – warknął Sasuke, zrozumiawszy, że niepotrzebnie wszczynał tę krótką, słowną przepychankę.

Był tylko jeden główny powód, dla którego Sakura nie wykłócała się o misję, jaką złożono na barkach zdrajcy i jego tymczasowego opiekuna – dowiedziała się po fakcie. Zaraz po przekazaniu informacji o wsparciu przybyłym z Suny, opuściła ratusz. Miała zamiar omijać wszelkie miejsca i osoby, które mogły jej się kojarzyć z Sasuke irytującym swoją obecnością. Przypomniał jej tym o tym, co dawno stracili – nie z własnej winy. Zdawało jej się, że znów ma te naście lat i priorytetem jest umówienie się z nim na randkę, co w teraźniejszości w jej mniemaniu było absurdalne.
Niedane jej było długo cieszyć się niepamiętaniem. Wieczorem w jej mieszkaniu od zwykłych czynności oderwało ją ciche pukanie w szybę. Znała je doskonale, bo to ono zawsze zwiastowało nową wiadomość. Uniosła więc wzrok znad przygotowywanego posiłku, nie zawiodła się. Na parapecie sterczał czarny, dość spory kruk, który przechylał głowę na bok, jakby ze zniecierpliwieniem. Sakura otworzyła średniej wielkości okno, przesuwając je do góry. Ostrożnym, ale szybkim ruchem, wyciągnęła żółtą karteczkę z obrączki przy nóżce ptaszyska.
Widząc wiadomość, zmarszczyła brwi. Zwykle Itachi szyfrował wiadomości, by była niezrozumiała dla osoby niewtajemniczonej. Tym razem jasno określił miejsce i czas, w którym najwidoczniej chciał się spotkać. Miało to być pierwsze ich spotkanie, a okazja wydawała się nie istnieć. Uchiha nie mógł mieć żadnych nowych, pilnych wiadomości, które przebijałyby te dotychczasowe – które przekazywał również pisemnie. Miejsce wybrał niedalekie, co zaniepokoiło Sakurę, bo do tej pory jej korespondent nie wkraczał na tereny ich kraju. Teraz chciał się spotkać niemal pod nosem całej Konohy, zaledwie parę kilometrów od wioski, w momencie, gdy Sasuke był w wiosce – jak myślała Sakura. Nie mogła jednak grymasić, a raczej nie miała jak, bo o wszystkim już zadecydowano.

O poranku Naruto mógł mieć już pewność, że jego szpiegowski duet dotarł do Dzielnic Tanzaku, dokąd to się udać miał zamiar Sasuke, o czym to niechętnie poinformował hokage przed podróżą. Wtedy też poinformował Sakurę o tym, co zadecydował.
Z początku była zaskoczona na tyle, by nie móc powiedzieć nic więcej niż słowo „dobrze”. Potem, gdy doszło do niej, że nareszcie Naruto pogodził się z faktem śmierci Tsunade. To właśnie to wydarzenie, na dość długi czas odmieniło Naruto i spowodowało, że nie mógł w pełni cieszyć się funkcją, na jaką go wybrali. Każda plama od sake na biurku przypominała o tym, że zostali tak naprawdę we dwoje na tonącym statku, którym była wtedy Konoha. Większość shinobi porozsyłanych po różnych zakątkach kraju ognia, by znaleźć zbiegłych członków rozbitej organizacji Akatsuki, nie kontaktowała się od dawna. To dawało Naruto solidne podstawy twierdzić, że dzieje się źle. Miał rację, a każdy wracający wojownik utwierdzał go w tym przekonaniu. W końcu, patrząc na te nienaruszalne dowody na niedawną bytność piątej hokage, zaczął tracić nadzieję. Nie potrafił swoimi obawami zadręczać Sakury, którą podejrzewał o jeszcze większą uczuciowość niż jego i jeszcze silniejsze przywiązanie do zmarłej mentorki. Tyle że Haruno miała misję, wielką misję, która nie pozwoliła jej załamać się niczym mała dziewczynka – jak to miała w zwyczaju.
 – Wysłałem go z Lee – wyjaśnił Naruto, nie uzyskawszy słownej reakcji.
Sakura uśmiechnęła się na swój łagodny sposób. Wcale nie miała zamiaru podważać decyzji Naruto, nie miała nawet zamiaru dyskutować, czy to, co zrobił było słuszne czy też nie. Uśmiechała się ciągle bez słowa w głupiutkim osłupieniu.
 – To dobrze się składa, bo wkrótce możemy spodziewać się w okolicach Itachiego – powiedziała w końcu, gdy mina Naruto zaczęła przybierać wyraz błagający o jakikolwiek znak życia.


O poranku Naruto mógł mieć już pewność, że jego szpiegowski duet dotarł do Dzielnic Tanzaku – i tak też było. Mała osada zbudowana na planie koła, przepełniona była karcianymi graczami i miłośnikami cielesnych uciech – z obu tych rzeczy kojarzona była najbardziej przez niemal każdego, orientującego się w geografii, obywatela. Słońce było na tyle niełaskawe, by razić od samego poranka po skacowanych oczach ludzi, których mijał Sasuke i Lee. Dla tej dwójki było to całkiem sprzyjające, gdyż mogli gapić się na twarze wszystkich, by znaleźć tę facjatę, którą kojarzyli – a raczej, którą kojarzył Uchiha. Nie byli przy tym narażeni na wzajemność i zdemaskowanie. Niestety, choć wioska pękała w szwach pod wpływem ilości osób, które aktualnie tam przebywały, ulice nie były przesadnie uczęszczane. Odpowiedzialnością z pewnością Sasuke mógł obarczyć wczesną godzinę.
 – Poznajesz kogoś? – spytał Lee, gdy mijali nieco większą grupę pijanych obdartusów, którzy najwidoczniej nie zdążyli wytrzeźwieć po wieczornych ekscesach.
 – Nie.
 – Zadziwiające, wyglądali właśnie na kogoś z twoich sfer.
Sasuke puścił tę uwagę mimo uszu. Przecież od samego początku wiedział, że się nie polubią. Byli natomiast na tyle dorośli, a co najważniejsze – dojrzali, by wytrzymać ze sobą albo chociaż ignorować się wzajemnie.
 – Musimy zaczekać do popołudnia. Wtedy jest większy ruch. Wtopimy się w tłum i bez trudu powęszymy.
Ten drugi pokiwał głową, rozumiejąc, że czas najwyższy zacząć w końcu współpracę – w imię wyższego dobra.

Aż do wczesnego wieczora starali się unikać bezcelowego kręcenia, dlatego też usiedli w jednym z popularniejszych tam barów. Ze starego odbiornika leciała muzyka, z której wyodrębnić można było poszczególne instrumenty, takie jak skrzypce czy mandolina. Była to melodia mało tradycyjna, ale wpasowująca się w ogólny klimat panującego rozgardiaszu. Z pewnością stwarzała klimat, w którym to jakoś łatwiej dało się Sasuke i Lee znieść wzajemną obecność. Po kilku głębszych szklaneczkach alkoholu, którym, o dziwo, nie było sake, mogli w końcu nawet rozmawiać.
 – Więc... po całej tej sprawie wrócisz do koczownictwa?
 – Kto wie? – westchnął lekko melancholijnie Uchiha.
Nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, bo sam nie znał odpowiedzi. Z pewnością nie zamierzał zostawać w wiosce, ale to, co przyjdzie mu robić, było dla niego wielką tajemnicą. Liczył na odnalezienie Itachiego i to spotkanie z nim miało warunkować jego dalszą przyszłość.
 – Facet przy barze – rzucił cicho Uchiha.
Jego spostrzeżenie okazało się być jednak pomyłką, bo mężczyzna pełnił tu funkcję ochroniarza od niemal zalania dziejów tej wioski. Z bliska jego twarz przestała wydawać się znajoma, więc obaj przybysze z Konohy wrócili do stolika w kącie izby i wypili do końca trunek, obiecując sobie, że nie zamówią już ani kropli więcej. Obietnicę dopełnili, ale nie były to ostatnie porcje alkoholu wypite tego dnia. Uchiha miał to do siebie, że nawet w najciemniejszym kącie zwracał na siebie uwagę płci przeciwnej, a może i nie tylko. W jego obecności i Lee zyskiwał na urodzie, bo przecież był towarzyszem dość urodziwego, wydawać by się mogło, że dżentelmena o tajemniczym wyrazie twarzy. Wysportowana sylwetka Lee i jego twarz prawdziwego wojownika rodem z legend również znalazła swoją adoratorkę, toteż godzinę po felernej pomyłce z ochroniarzem w roli głównej, przy stoliku w kącie siedziało już pięć osób. Trzy kobiety dosiadły się bez pytania za to z butelką dobrego whisky i miseczką cebulowych krążków, które barman co jakiś czas dosypywał. Dziewczyny były ładne, wysokie i niezbyt różniące się od siebie. Wszystkie tleniły włosy i miały całkiem dobry gust w kwestii ubioru, a to czyniło je dla lekko już pijanych mężczyzn identycznymi.
 – Nie jesteście stąd? Przyszliście pograć czy z a g r a ć? – padło pytanie, a ta, która je zadała, mrugnęła znacząco do Uchihy.
 – Ani jedno, ani drugie.
Na Rocku z różowymi już policzkami skupiły się wszystkie cztery spojrzenia. Uchiha nie dbał o to, by ich poszukiwania były w ścisłej tajemnicy. Wiedział, że współpracownicy Madary nie rozmawiają z miejscowymi, nie wypytują ich o nic, bo mogliby zostać rozpracowani, a Dzielnice Tanzaku były w pewien sposób zależne od Konohy.
 – Jesteśmy shinobi z liścia, mamy pewną misję i postanowiliśmy wpaść i popytać – wyjaśnił Uchiha, częstując się papierosem z paczki, która jakiś czas temu została wyłożona na stół.
Wszystkie trzy dziewczyny zachichotały cicho. Ta, która siedziała najdalej nachyliła się, by lepiej słyszeć Sasuke. Ten jednak zdawał się nie chcieć mówić nic więcej.
 – Więc pytaj – ponagliła go, a potem trochę rozchyliła usta.
 – Widzieliście jakiegoś podejrzanego typa? Ze szramą, o gdzieś tu. – Lee wskazał na lewy policzek tak, jak jeszcze paręnaście godzin temu zademonstrował mu Sasuke. Rock miał przy tym teraz tak zmęczone spojrzenie, że po chwili zamknął oczy, a Sasuke mógł postawić w zakładzie cały swój honor, że ten zasnął na dobre.
 – W zasadzie jest taki jeden... – zawahała się jedna z dziewczyn, którą Uchiha pamiętał pod imieniem Ushi. – Pojawia się z dwa razy w miesiącu, zostaje kilka dni i co wieczór gra w innym lokalu. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków wygrywa, więc raczej mało jest takich, co chcą z nim grać. Za to stawia duże sumy i ten, kto go nie kojarzy daje się nabrać.
Sasuke pokiwał głową. Miał zamiar bliżej poznać co najmniej jedną z obecnych tu pań, pomimo że Lee chrapał w najlepsze. Spróbował więc jeszcze wypytać o więcej szczegółów, ale nie uzyskawszy żadnych konkretnych informacji, przeprosił swoje towarzyszki i próbował obudzić kompana – na marne, toteż wyszli bez niego.

Lee przebudził się dopiero nad ranem i dość szybko zorientował się, że porzucono go bez skrupułów w lokalu śmierdzącym dymem i alkoholem. Całe szczęście, że była to spelunka całodobowa i nikt najwidoczniej się nim nie zainteresował. Przynajmniej do tej pory, bo gdy tylko zdał sobie sprawę, co się stało, podszedł do niego barman wręczając wypisany ręcznie paragon na dość sporą kwotę. Rock początkowo zmrużył oczy, bo miał wrażenie, że jego wzrok się myli, ale gdy doszedł do wniosku, że wcale nie – wytrzeszczył gałki tak, jak tylko mocno potrafił. Z pewnością miał do uregulowania rachunek zarówno Uchihy jak i ich trzech towarzyszek. Właśnie wtedy, gdy myślał, że jego pech osiągnął szczyt, okazało się, że nie ma portfela. Niemożliwym było, aby go zgubił, bo za pierwszą szklankę brandy zapłacił sam z góry. Następne były już dopisywane tak, jak i najwidoczniej whisky.
 – Niech go szlag! – warknął Lee, mając oczywiście na myśli Sasuke, na którego to zaraz zwalił w myślach całą odpowiedzialność i na którym to miał zamiar zemścić się w najbliższym czasie; jeśli będzie okazja.
Barman nie wyglądał na zainteresowanego wytłumaczeniami, ale niewypłacalny klient tak długo zadręczał go wyjaśnieniami, wyklinaniami na towarzysza i ostatecznie powoływaniem się na misję i świętość ukrytej wioski, że uległ. Nie pozwolił mu jednak tak po prostu wyjść, chciał mieć pewność, że dług zostanie uregulowany, więc w zastaw wziął ochraniacz wojownika. Lee wyglądał na takiego, dla którego taka błyskotka ma duże znaczenie i prędzej zbankrutuje niż pozwoli, by pozostała w obcych miejscach. Tak więc stało się. Lee opuścił pijalnię bez portfela i bez honoru, ale za to z chęcią mordu.
Sasuke nie musiał długo szukać. Na ulicy ciągle mijał chichoczące dziewczęta i kobiety, które szeptały między sobą o przystojnym mężczyźnie, półnagości i zaułku. Choć te trzy rzeczy zdawały się być do siebie niepodobne, a tym bardziej niepodobne do Uchihy, postanowił sprawdzić ów zaułek. Nie pomylił się. Uchiha leżał pod ścianą przykryty własną koszulą, spał, a raczej spał po części, bo oczy zdawały się być w połowie otwarte – jak i usta, z których toczył pianę zmieszaną z alkoholem. Lee musiał przyznać, że ten widok poprawił mu humor – widok okradzionego, jak mu się wydawało, Sasuke. Obudził, więc zhańbionego kopnięciem między żebra, podziałało.
 – Ciebie też okradli? – spytał dla pewności.
Sasuke odzyskał świadomość po chwili. Na twarzy zamajaczył mu łobuzerski uśmiech, który albo był zaprzeczeniem, albo znakiem, że postradał zmysły. Uchiha wstał, ignorując kompletnie fakt bycia nagim i skompletował swój ubiór. Potem przetarł prawą ręką podbródek przechylając głowę na bok. Ponownie uśmiechnął się w ten bezczelny sposób i w końcu raczył odpowiedzieć.
 – Nie okradli. Miałem nawet przyjemną noc. Nie licząc niewygodnego posłania.
Zaśmiał się dość głośno, przy czym bardziej wyczuwalny stawał się zapach alkoholu, papierosów i minionego stosunku – może niejednego. W końcu spojrzał na rozmówcę z politowaniem i wyciągnąwszy z kieszeni portfel, rzucił go pod nogi.
 – Masz, coś w nim jeszcze zostało.
 – Jeszcze za to odpowiesz – zagroził.
– No nie mów, że poskarżysz się Naruto, nie rozśmieszaj mnie.

Ponieważ pierwszy dzień i początek drugiego dnia pobytu w Dzielnicach Tanzaku nie przyniosły większego rozwoju misji, to obaj zgodnie postanowili skupić się już tylko na niej. Właściwie natychmiast przyniosło to skutek, bo już po południu dostrzegli mężczyznę z długą blizną na twarzy. Rock kiwnął głową, wskazując na niego, a Sasuke potwierdził, że to on. Towarzyszyło mu kilka młodszych mężczyzn, właściwie chłopców. Jeden z nich był uderzająco podobny do Utsukushiego i gdyby nie inny kolor włosów, to Uchiha uśmiałby się z ponownej zdrady medyka. Jak od razu Sasuke się domyślił, musiał to być jego brat – Oni, o którym wspominał w czasie wielkiej więziennej narady.

Odległość między nimi się zmniejszyła, dzięki czemu szpiedzy z Konohy mogli przyjrzeć się dokładnie swoim celom. Uchiha skupił się na Onim, którego dziecięce jeszcze rysy twarzy z bliska stały się bardziej widoczne.

Śledzili ich już od dobrych paru godzin, a facet z blizną, jak się okazało – Mirin, kręcił się od baru do baru i skąpiąc pieniądze na alkohol dla towarzyszy, ogrywał coraz to nowszych śmiałków. Dopiero nad ranem zaczęło robić się ciekawiej. Mirin zostawił większość swoich podwładnych czy kimkolwiek oni byli i zabrał ze sobą tylko Oniego. Darując sobie żarty o wykorzystywaniu młodzieży, Sasuke polecił Lee, by nie wzbudzając podejrzeń wyszli z baru. Ich cel nie zdawał sobie najwidoczniej sprawy o posiadaniu ogona, co znacznie ułatwiało im szpiegowanie. Zostali zaprowadzeni na obrzeża osady, gdzie nie było już barów, sklepów ani straganów. Znajdowały się tam tylko wąski, ale dość wysokie kamieniczki. Uliczka była zacieniona, a kroki zagłuszał wiatr i hałas z centrum. Mirin doszedł aż do muru, a tam, pod bluszczem, wymacał klamkę i wraz z chłopcem przeszli przez mur, co z daleka wyglądało, jakby byli duchami.
 – W Konoha istnieje legenda – powiedział cicho Lee ze swego rodzaju szacunkiem – legenda o wyroczni, która wybrała sobie za siedzibę najgłośniejsze miasto Kraju Ognia, by zagłuszyć wrzaski i krzyki swoich strasznych przepowiedni.
 – Nie pieprz głupot. Nie mów, że trzęsiesz kuprem z powodu durnej opowiastki. – Sasuke odsunął pnącza, by lepiej zobaczyć przejście. Była klamka, były drzwi – które szybko otworzyli, ale nie zobaczyli przejścia na drugą stronę. Zobaczyli strome schody, które zdawały się nigdy nie kończyć przez nieobecność pochodni i innych źródeł światła.
 – Pójdę przodem, umiem poruszać się ciszej.
Tak więc Lee poszedł przodem i to on pierwszy usłyszał to, czego się obawiał. Usłyszał wyrocznię, która okazała się nie być zwykła legendą.  


Wiem, przerwałam w beznadziejnym momencie, bo właściwie ledwo się akcja rozkręciła, to nie zabieg w celu budowania napięcia. Po prostu jeśli kończę w odpowiednim momencie to w przyszłości nie mam problemu z przypomnieniem sobie, co było kiedy, bo rozdziały są w pewien sposób tematyczne.

Mój komentarz do rozdziału? Starałam się włączyć więcej opisów miejsc, ale one muszą się pojawić stopniowo, a nie nagła lawina, mam nadzieję, że coś takiego Wam pasuje. Jak widać mamy troszkę optymizmu i trochę wyjaśnień, dlaczego bohaterowie się zmienili. Chyba, gdybym najpierw wspomniała o powodach, a potem wcieliła zmiany w życie, to nie byłoby takiego efektu.  W rozdziale oczywiście można znaleźć punkty do Lucens, życzę powodzenia. Myślę, że na koniec bloga uda mi się zafundować jakąś ciekawą nagrodę dla zwycięzcy.

Zgodnie z Waszymi sugestiami "paradoksalnie" zniknęło. Czy tylko mnie śmieszą inteligentne rozmowy osób, które do elokwentnych nie należą?

wtorek, kwietnia 2, 2013

34 komentarze:

  1. Hm.. rozdział był ciekawy, ale czegoś mi brakowało, sama nie wiem czego xD tak jakoś...
    Cóż Tanzaku kojarzy mi się trochę z Las Vegas - w końcu to miasto "grzechu" - gdzie panuje rozpusta i hazard. :P
    Opity Lee, w towarzystwie Sasuke, wydaje się być hm.. ładniejszy? Cóż po alkoholu, podobno wszystko pięknieje i nabiera całkowicie innego sensu.
    Sasuke został, że tak powiem "wykorzystany seksualnie" - ( chociaż to określenie jest nieodpowiednie, gdyż na pewno sam był chętny ) spanie pół nago w zaułku wcale nie jest takie złe... będąc na miejscu Lee, pomyślałabym że to jakiś zwykły "miejscowy pijaczek".
    Jakoś mu współczuje tego widoku, na pewno nie był przyjemny xD

    "Dla tej dwójki było to całkiem sprzyjające, gdyż mogli gapić się na twarze wszystkich, by znaleźć tę facjatę, którą kojarzyli – a raczek, którą kojarzył Uchiha." - literówka "raczej", czytałam to zdanie kilka razy, ale ze słowem "raczek" nie miało ono sensu
    "Sasuke nie musiał długo szukać. Na ulicy ciągle mijał chichoczące dziewczęta i kobiety, które szeptały między sobą o przystojnym mężczyźnie, półnagości i zaułku." - nie wiem czy dobrze, ale wolę napisać, najwyżej trudno jeśli nie mam racji. Chodzi o pierwsze zdanie, czy przypadkiem nie powinno być "Lee nie musiał długo szukać." - no chyba, że chodzi o to, że nie musiał długo szukać Sasuke, to jak najmocniej przepraszam :)

    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm czegoś brakowało, ale nie wiesz, czego? To dość dziwne... Pewnie chodzi Itachiego, który właściwie ślizga się po tym rozdziale, ale jak widać z treści - można zacząć go wyczekiwać.
      Dzielnice Tanzaku to nie wymyślona przeze mnie osada, ale taka, która istnieje w mandze/anime. Tam głównie trwają poszukiwania Tsunade, gdy Naruto i Jiraya mają ją zachęcić do zostania hokage. No do Las Vegas to jej sporo brakuje.

      Dlaczegóż to widok nie był przyjemny, widok niemal całkiem nagiego faceta jest bardzo sympatyczny, w dodatku z ładnym ciałkiem? Enjoy it!

      Raczek faktycznie jest błędem, ale już to drugie wymienione nie. W zdaniu występuje podmiot domyślny, a Sasuke jest dopełnieniem, które jak widać przebiera się za podmiot przy tym szyku, bo to imię się nie odmienia.


      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam,
      Nikumu.

      Usuń
    2. Cóż całkiem możliwe, że było w Naruto... ale skleroza podobno nie boli, tak dawno to oglądałam, że sama już nawet zapomniałam. :)

      Usuń
  2. Wiesz, u mnie jakoś ten rozdział też nie wywołał większych emocji. Niby coś się działo, ale jednak nic specjalnego. Cieszy mnie fakt, że przyszła notka zapowiada się obiecująco, bo w końcu pojawi się Itachi (at least, I hope so...) no i ta legenda, która prawdopodobnie tylko legendą nie jest. No cóż...

    Ach, no i jakoś nie mogłam się wczuć w to całe pijaństwo Lee i Uchihy. Ogólnie ta dwójka nie pasuje mi do wspólnej sceny, jak ogień i woda. "Paradoksalnie" - rozumiem, że wplatasz w to opowiadanie siebie, czy coś, ale jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Rock mógł używać tak mądrych słówek xd I szczerze nie sądzę, by wielki Uchiha był zdolny do zhańbienia swojego imienia w taki sposób - śpiąc pół nago w jakimś zaułku. Scena choć nieco śmieszna, to też trochę mnie rozdrażniła. Nie wiem czy nie zaczynasz nieco za bardzo naginać ich charakterów pod swoją wizję.

    "Miał zamiar bliżej poznać co najmniej jedną z obecnych tu pań, pomimo że Lee, który chrapał w najlepsze." -> bez "który"
    "zorientował się, że porzucono bez skrupułów" -> zabrakło "go"
    "Uchiha leżał po ścianą" -> "pod"
    "jaki u usta" -> "jak i usta"
    "i w końcu raczeł odpowiedzieć." -> "raczył"

    Przepraszam, ale nie mam sił na jakiś treściwszy komentarz ^^
    Pozdrawiam i WENY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszuu "paradoksalnie" nie jest mądrym słowem. Scena pijaństwa, czymże by była wizyta w stolicy hazardu i zabawy bez alkoholu i towarzystwa kilku pań? Ja również uważam, że połączenie Lee i Uchiha nie jest czymś pasjonującym, ale biorąc ciekawią mnie relacje kat-więzień przy zaszłej zmianie.

      Uchiha zhańbił już imię na wiele sposobów. Przygodny seks w uliczce chyba nie splami go bardziej.

      A no i jeszcze nie wypili oni znowuż tak dużo. Pamiętajmy, że Lee wedle mangi ma absolutnie słabą głowę.

      Chyba mogę się domyślać co wpłynęło na nijakość pod względem odbioru emocjonalnego rozdziału i w najbliższym postaram się uniknąć tłumaczenia narratora, więcej wrzucę w odpowiedni dialog. Teraz jak na to patrzę, to wydaje się być to trochę nudne, bo wszystko, co miało jakiś symboliczne znaczenia (magazyn do połowy pełnym - paradoks [znowu] do połowy pełnej/pustej szklanki) zostało przytłumione przez te a'la retrospekcje. Do tego kompletnie wyrzuciłam stąd scenę, która zdawała mi się tragicznie wzruszająca i teraz zaczynam tego żałować. Jeszcze ją wepchnę do innego rozdziału.

      Oczywiście błędy już poprawiam.

      Dziękuję za komentarz, również pozdrawiam,
      Nikumu

      Usuń
    2. Zgodzę się z Chusteczką_aha. Miewam podobne odczucia. Rozdział generalnie taki stabilizujący. Niby żadnej konkretnej, zapierającej dech w piersi akcji, ale jednak Sasuke i Lee jako kompani, wzmianka o Itachi'm. No coś tam było, widać, że następny będzie już bardziej emocjonujący. Miejmy nadzieję! ;D Czasami takie rozdziały są potrzebne. :) Poprę też moją poprzedniczkę, że czasami niektóre dialogi wypadają nienaturalnie. Za bardzo inteligentnie, przemyślanie czy też właśnie takimi "mądrymi" słówkami. Oczywiście "paradoksalnie" to nie jest żadne mądre słowo, do którego trzeba mieć minimum 150 IQ żeby je pojąć, ale jednak... Trzeba czasami pamiętać, że ludzie mówią swobodnie, czasami się jąkają, czasami w ogóle mówią głupoty... i trzeba też nauczyć się oddawać ten "naturalizm" dzięki temu Twoje opowiadanie będzie na o wiele wyższym poziomie. Czytelnicy lubią i dostrzegają tego typu niuanse. Sama trochę blogowałam... kilka lat już upłynęło i sporo opinii i rad uzyskałam od starszych poprzedniczek. :) Dzięki nim w sumie teraz mam większą świadomość tego co pisze. Błędów nie wyłapuje - szczególnie literówek, bo wiadomo, że ZAWSZE takowe będą, więc nie nadrukuje ci ich tutaj. Poza tym, czytam dla czytania a nie dla korekty tekstu - zresztą, nie spotkałam się u Ciebie z rażącymi błędami. ;D Co do charakterów postaci, szczególnie Sasuke w tym rozdziale to... mi generalnie nie te charaktery nijak nie pasują do pierwowzorów. Czasami myślę, że lepiej by było zmienić im imiona i powstałoby całkiem Twoje opowiadanie, no i tak w sumie ich traktuje. Nie potrafię sobie w dalszym ciągu wyobrazić Lee-kata i teraz Sasuke w takiej sytuacji, który z dumnego jak paw nagle przeinacza się w kogoś, kto dostrzega kogoś tak nieistotnego jak Lee i zaczyna z nim tą potyczkę na słowa.
      Generalnie, stylistycznie przyjemnie się czytało rozdział, wygląd bloga nadal mnie piorunuje. :) O i zauważyłam, że Naruto wrócił do swojego pozytywnego podejścia. Bardzo fajnie. :)

      Oczywiście dalszej weny życzę i motywacji do pisania. :)

      Usuń
    3. Wybacz, za niektóre powtórzenia słów i dziwne zdania, ale jestem bardzo zmęczona i myślenie mi się już powoli wyłącza. ;) Mam nadzieje, że komentarz będzie zrozumiałY XD

      Usuń
    4. Ja te "inteligentne dialogi" wiesz z mądrymi słówkami, półmądrymi, z jakimiś zaprzeczeniami raczej wplatam celowo, bo mnie to bawi. Bo mam wrażenie, jakby Lee próbował się popisać patetycznością wypowiedzi, ale "paradoksalnie" zmieniłam z bólem serca.

      Usuń
    5. No więc... jeżeli z bólem serca zmieniałaś, to w ogóle to nie miało sensu moim zdaniem. Taka łaska z Twojej strony i nie wiem jak mam to odebrać? Bo szczerze, ja mam w nosie, czy Ty zmienisz coś, czy nie. Tu chodzi tylko o Ciebie. Zwróciłam Ci uwagę na coś, na co uwagę zwracać powinna pisarka, którą chcesz być skoro masz bloga - i swojego zdania trzymam się ostro - ale jeśli Tobie coś pasuje i odpowiada, to okej, to... w takim razie po co to zmieniać? Paradoksalnie, owszem... i nie ma to sensu, bo skoro jest cacy, to zostaw w spokoju. Robienie czegoś wbrew sobie jest głupie, więc albo trzymasz się swoich racji, albo liczysz się jednak z nami. Jeśli liczysz się z nami musisz rozgraniczyć, czy chcesz, aby ludzie dawali Ci rady i masz zamiar je wykorzystać, żeby być lepsza z dnia na dzień, czy już uważasz swoje dzieło za tak przemyślane, że dotychczasowa krytyka jest bezpodstawna. Mam wrażenie, że na każdą krytykę, masz jakąś odpowiedź, i tak naprawdę jest ona nie potrzeba tutaj, i... że wręcz... nie podoba Ci się to, ze ktoś ma jakieś zastrzeżenia. Może to tylko moje mylne odczucia - nie mówię, że wiem na pewno jak jest! - ale to jest mój któryś komentarz i mam wrażenie, że bojkotujesz to, co ktoś chce ci przekazać. Wszystko umieszczasz celowo, wszystko masz przemyślane, tak więc... po co Ci opinia czytelników? Styl masz świetny, pomysł tak samo, jednak idealnie nie jest i trzeba brać pewne rzeczy na klatę, jeśli pisze się i daje to pod ocenę czytelnikom. Jeśli piszesz dla siebie to co innego. Nie wiem jak odbierzesz komentarz... Ja nie mam zamiaru cukrować. Denerwuje mnie takie podejście do sprawy. Nie chciałam cię urazić, ani tego co piszesz... jednak tysiąc razy zapewniać, że lubię to opowiadanie nie będę, tylko dlatego, że z bólem serca reagujesz na drobne, naprawdę drobne niuanse. Nie musisz odpisywać na ten komentarz, ponieważ nie chcę dyskutować na ten temat. Prosiłaś o konstruktywną krytykę i w tym momencie napisała Ci co myśle, jako czytelniczka. Nie po to, żeby było ci przykro... ale żebyś przemyślała coś, bo powyższy komentarz trochę mnie zirytował, podobnie jak pouczenie co jest mądrym słówkiem, a co nie. Uwierz, ale chusteczka_aha ma pojęcie o tym bardzo dobre, i tylko chciała "podzielić się z tobą" dobrą radą.

      Usuń
    6. Hej, hej, zarzuć na bok te pociski interpersonalne. Moje określenie "z bólem serca" było równie ironiczne, co cała ta rozmowa, która została zmieniona, i słówko "paradoksalnie". Następnym razem dodam jakąś głupią minkę, bo widać, że brak modulacji głosu jest naprawdę upierdliwy i wiadomość jest źle odebrana.
      Szanuję zarówno Chusteczkę_aha jak i każdego czytelnika bez względu na to, czego by nie napisał. Chodzi jednak o to, że ja piszę to opowiadanie i nie mogę zgadzać się ze wszystkim i o ile na pewno każdą radę biorę na poważnie i staram się ją wprowadzać, to nie będę pisać pod publiczkę. Lekko ironiczny styl i pobłażliwe traktowanie bohaterów towarzyszy mi od samego początku. Choćby wspomniani niżej "apostaci" z rozdziału drugiego. Nie uważasz, że gdybym rezygnowała właśnie z takich rzeczy to opowiadanie straciłoby swój urok? Trzeba byłoby skreślić cały prolog i spore fragmenty każdego z rozdziałów. Ja mam prawo sama decydować o tym, które rady są dobre, a które nie do końca i o ile zmiana jedno słowa nie jest niczym wielkim, to na pewno nie będę unikać w przyszłości .

      Jeśli chcesz o tym podyskutować, a zapraszam bardzo, to mój mail arianka1104@gmail.com albo gg 4188332, tam może wygodniej będzie Ci napisać coś na spokojnie.

      Usuń
    7. I jak sama widzisz... zbulwersowałaś się, chociaż wyraźnie napisane jest, że to są tylko moje odczucia, które nie muszą być prawdą. Gdzie ja napisałam, że masz tworzyć pod dyktando? Nigdzie. Wyraźnie nakreśliłam, i skrytykowałam, że skoro uważasz, ze coś jest dobre i to zmieniasz - to jest to błąd i głupota. Więc odebrałaś zupełnie sprzeczne wnioski. My Ci piszemy co nam nie gra, a Ty NIE MUSISZ się do tego ustosunkowywać, jeśli Ci to nie odpowiada. Nie zamierzam nikogo przymuszać, ale irytuje mnie to, co opisałam powyżej. Mi nie chodzi o charaktery postaci w tym momencie - nie wiem dlaczego na to zwróciłaś główną uwagę, skoro mój komentarz obnosi sie z czymś innym. Ty sama rozgraniczasz, którą krytykę przyjmujesz, którą nie. Ile ludzi, tyle zdań, po prostu skrystalizowałam ci swoje odczucia. I owszem, jedyne co umożliwia nam komunikacje to niestety... ale pismo, i niestety z tego pisma odczytujemy również emocje, a przynajmniej się staramy. Twoje często są burzliwe, i nie wiadomo w zasadzie co tym myśleć. Zła? czy nie zła... obrażona? czy może jednak z ponurą specyfiką charakteru, dlatego nigdy niczego nie można być niestety pewnym.

      Także... wnioski są proste. Pisz po swojemu i nie zmieniaj rzeczy z "łaski" jeśli Ci one odpowiadają, bo to jest główny wątek, który chciałam poruszyć. Oczywiście numer GG przyda się... i w razie głębszej debaty na pewno się do Ciebie odezwę. :) Dobranoc i życzę dużo weny na przyszły rozdział.

      Usuń
    8. I tak nawiązując jeszcze do tego, że Twoja wypowiedź i cała scena była ironiczna. Wspominałam, że komunikujemy się pisemnie? No więc tu jest pies pogrzebany. Nie odczułam tej ironii ani tutaj, ani w fragmencie, więc może to jest ta przyczyna? Czytelnik nie ma obok polonisty, ani też nie zna Twoich myśli... nie wiemy kiedy ironizujesz, jeśli tego nie zaznaczysz. To tak jakbym wymagała, abyś odebrała inaczej to, co napisałam, bo ma to ukryty sens. Wyczułabyś to? No jasne, ze nie. Twój język w opowiadaniu jest o tyle prosty, rześki, ksiażkowy i przyjemny, że nikt nie fatyguje sobie główki, aby odczytać ironię, skoro ie wiadomo, że ona tam jest. Scena z Lee i Sasuke była opisana przejrzyście - nikt by nie pomyślał, że Autorka ironizuje tych bohaterów. Tak samo z jest z Twoim zdaniem "z bolem serca"

      No, to teraz mogę iść spać! ;D

      Usuń
  3. Kuuuurde przepowiednia? Super pomysł, chociaż mi to przejście skojarzyło się z jakimś tajemniczym ogrodem czy coś xd
    'Myślę, że tym razem się myli. Nie pierwszy raz zresztą' Takie trochę zaprzeczenie, bo z pierwszego zdania wynika, że skoro 'tym razem' się pomyliła, to wcześniej nie, a drugie mówi, że jednak zdarza jej się to częściej ;D
    Faktycznie klimat nieco inny, nie jest już tak ponuro, kilka razy nawet się uśmiałam xd
    Chamski Sasuke mnie drażni, taki typowy, arogancki, zbyt pewny siebie dupek z niego. Przeważnie lubię taki wredny typ faceta, ale u niego to już jest irytujące.
    Czyżby nadszedł czas na Itachiego? Mam nadzieję, że tak i jestem strasznie ciekawa jak przedstawisz jego postać.

    Widać moja dobra passa się skończyła, bo nie mogę wyłapać żadnych odniesień ;c

    Pozdrawiam, buziaki! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, byłam pewna, że odpowiedziałam na komentarze. Właśnie chciałabym, żeby Sasuke irytował w pewien sposób. W ten sposób przemiana będzie widoczna, ale powolna. Nie wiem jeszcze jak to wyjdzie. Jakoś się trochę tego obawiam.

      W przytoczonym fragmencie, jedno zdanie nie wyklucza drugie. Równie dobrze mogło tam być "i tym razem się myli". Z resztą nawet gdyby było to zaprzeczenie, sprzeczność to jest to wypowiedź bohatera. Naruto mógłby nawet powiedzieć "poszłem" i nie można byłoby tego traktować jako błąd opowiadania.

      Dziękuję za komentarz. Z tajemniczym ogrodem Ci się skojarzyło? Mi bardziej z Narnią, jak o tym teraz myślę, ale tam nie ma drugiego wymiaru.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj;)
    W końcu udało mi się przybyć i przeczytać. Za opóźnienie przepraszam i już się biorę do roboty.
    Rozdział bardzo spokojny i poniekąd sprawiający wrażenie przejściowego między kolejnymi etapami z akcją. Ale to dobrze moim zdaniem, co za dużo, to niezdrowo. No i lekka odmiana atmosfery się przyda, bo nie można pisać zbyt ciężko, przynajmniej tak uważam.
    Optymizm Naruto powrócił, na szczęście nie w zbyt pomarańczowej wersji. Ogólnie uważam, że u Ciebie ta postać wreszcie nabrała jakiś rysów realności. Naruto mówiący cholera... Ciężko mi sobie to wyobrazić i to właśnie jest fajne. Jest wreszcie postacią, nie tylko herosem-symbolem, co niesamowicie mnie w mandze wkurza. No i nie spodziewałam się, że postawi Naruto tak twarde poniekąd warunki. Najwidoczniej nawet on nie może zignorować postepków Sasuke.
    Oto i pojawił się Itachi. Chyba moja ulubiona postać z mangi, więc bardzo jestem ciekawa, jak go przedstawisz. No i dlaczego chciał się spotkać? Zaintrygowałaś mnie, nie powiem. W dodatku to Sakura jest zaangażowana w cała tą sytuację, więc jestem ciekawa, jak to rozwiniesz.
    No i Sasuke... Ech ten Sasuke... W gruncie rzeczy wrażliwy chłopak, tylko sakramencko głupi, ogłupiały dumą i pozujący na złego faceta. Dostrzega zasługi sakury, ale postanawia je ignorować, bo "duma". W dodatku jest totalnie chamski, wredny i rozpuszczony - cały Sasuke, ot co. Nigdy go za bardzo nie lubiłam, ale Ty potrafisz przedstawić wiele stron jego natury, co owocuje faktem, że chce się o nim czytać. Bardzo realistycznie i naturalistycznie opisane miasteczko. Bez zbędnego słodzenia, brutalnie i z mocą - podobało mi się;) No i ta popijawa z Lee. Znając Lee i tak się dobrze skończyło, po alkoholu potrafi niezłą rozpierduchę zrobić. W sumie jak tak siedzieli w tym barze skojarzyło mi sie to z takimi filmami gangsterskimi - dwóch złych gości pijących whiskey i kobiety itd. itd. końcówka zaskakująca. Nie spodziewałam sie żadnej wyroczni, a tu bum - i jest. Ciekawe co tam Lee usłyszał.
    Podsumowując, kawał świetnego tekstu, nad którym można się zastanowić i na pewno zapada w pamięć. Bardzo złożona psychika bohaterów niezmiernie mnie cieszy. Opisy świetne i plastyczne - czego chcieć więcej? mam nadzieję, że niedługo pojawi się coś nowego. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzień dobry bardzo, wpadłam napisać długiego komcia, bo nie mam co w życiu robić.
    Zacznę może od Le łapanki, a potem będzie ogólne ględzenie.

    Rozdział 1:
    'Deszcz zdawał się tracić na sile, gdy znalazła się tuż za plecami siódmego opiekuna ukrytego liścia. '
    Ym... 'ukryty liść' to w tym przypadku nie jest aby nazwą własną?

    'Nie wiem, ile punktów nam oda w tej grze ANBU...'
    Um... doda? I jakoś tak, niezręcznawo brzmi.

    ' jego głos był załamany- Nie jestem w stanie panować nad kyuubim, tak jak kiedyś...'
    Załamany głos, powiadasz? I Kyuubi zasługuje na wielką literę.

    ' - Jest jeszcze tyle rzeczy, które muszę... - Odwrócił się, ale dziewczyny już nie było. - Zrobić'
    Sakura została Batmanem! :D On też, skubany, znikał w trakcie rozmowy!

    'Poprawiła ochraniacz na ręku ta, by ukryć bliznę przed wzrokiem trójki towarzyszy'
    Um, 'tak' ?

    'Musimy wiedzieć, ile ryzykujemy, pomagając Ci.'
    To zdanie brzmi paskudnie. I dlaczego ten zaimek jest wielką?

    'Mają świadomość, że poza Konoha są bezpieczniejsi.'
    Konohą? Niektórzy traktują to jak słowo nieodmienne, ale mnie brak odmiany robi krzywdę w mózg.

    ' - Jest coś jeszcze - mówiła tak, by słyszeli ją tylko wędrujący za nią ninja - Jest pakt, na mocy którego każda wioska, bez wyjątku, ma obowiązek wykonać proces'
    Orajt. Dlaczego w ogóle Naruto musiał wysyłać coś takiego? To społeczeństwo typowo militarne, brak wykonania rozkazu i dezercja podlegają karze. Tyle w temacie. Jedynie Sannini mogli patatajać po świecie jak im się żywnie podobało, ale byli Sanninami.

    'prawa ręka głowy wioski, siedział przy ów biurku,'
    Szfak. "Ów" się odmienia.

    ' - Podobno dawny przyjaciel. Taki brunet. Nie przyjrzałem się. '
    To pupa z ciebie, nie shinobi...

    'kraju ognia,'
    To raczej wielką, nazwa własna.

    'Wiesz, obiecałaś porozmawiać z Tenten tak, żeby odbyło się wszystko w tajemnicy.'
    To zdanie należy do klubu 'poprawne, ale robi krzywdę w mózg'.

    'Do stu diabłów Ja wiem, że Ty'
    Co, u licha, jest z tymi zaimkami, że im literki urosły?

    Rozdział 2:

    'Zeskoczyła z muru i stanęła miedzy szeregami gotowych do walki wojowników. Czekali aż potyczka na odległość stanie się niemożliwa i to oni będą musieli ginąć za ojczyznę.'
    Pupy, nie shinobi. Oblegać się dają, jak jakieś rycerstwo pospolite. No i stoją, i czekają, a ja umieram ze śmiechu, bo mnie rozbiło.

    'Nigdy za sobą nie przepadały. Hinata żyła we własnym półświatku'
    ...przestępczym? O.o Na marginesie społeczny, to Hinatka raczej nie jest, złe słowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'zawiasy bram puściły, wlewając do wnętrza wioski potop obcych żołnierzy. '
      *facepalm* Masz swiat, gdzie ludzie patatajają po suficie! Masz świat, gdzie wykonują skoki na kilka metrów, atakują przy pomocy tsunami i przywołują potęzne ściany z wnętrza ziemi! Kto w takich realiach przejmowałby się taką bzdurą, jak jakaś brama? Może jeszcze taran przynieśli? Czekam na katapultę. I wieżę oblężniczą.

      ' – Nie rób tego – wyszeptała, tracąc resztki opanowania – Nie idź tam! W wiosce jesteśmy silniejsi... Za murem będą mieli nas w garści. Błagam! '
      I oto tysiąclecia praktykowania wojen oblężniczych poszły się kochać. Nie wpuszcza się wroga do swojego fortu, ten powinien być wrogich jednostek pozbawiony, wroga się bije na zewnątrz. Jak wlezie do środka, to się ma przetenteges.

      'Oboje byli wyczerpani. '
      Obaj, chyba że któryś został nagle dziewczynką. Bo o Sasiu i Naruto piszesz w tym momencie, tak mi przynajmniej z akapitu wynika.

      'Widzę nadbiegającego Utsukushi'ego. '
      Co tam robi ten dziki apostrof?

      'Żadne z was, apostaci'
      Żaden, obaj są facetami. No i wyzwał ich tak, że hoho. Niby zrozumiałe przez ciąg dalszy, ale nadal, koślawe w związku z realiami świata.

      ' – Aresztuję cię.! – Sasuke spojrzał z zaskoczeniem na wymawiającego te słowa'
      Podzielam opinię Sasuke. Shinobi są trochę jak Sędzia Dredd, egzekucji dokonują, a nie się pitolą w jakieś areszty. I jeszcze jakaś kropka się przybłąkała.

      ' Jeszcze chwilę temu byłes mi bratem!'
      Ogonek w 'byłeś' uciekł.

      Rozdział 3:

      'Wiatr rozwiewał jego strój, w którym tak stał '
      No... jakby stał obok tego stroju, to z całą pewnością byłoby to ciekawe. Niezręcznie wyszło, a miało być klimatycznie.

      'Zawsze wydawał mu się stuprocentowym dżentelmenem, który nigdy nie okazuje lekceważenia. '
      Kakashi. Mózg mi eksplodował.

      ' – To był naprawdę dobry pomysł, nie sądzisz? Wystaw sobie, że przybyli wszyscy. Zabawne, nie? Odhaczyłem wszystkie pozycje na liście, prócz jednej, ale wiem, że i tę mogę już odznaczyć. Rozumiesz? Wszyscy! Ty też odpowiedziałeś na wezwanie, Obito. '
      ...nieboszczykom też korespondencję wysyłali? Bo Obito tak jakby był trupem aż nie udowodniono inaczej.

      Rozdział 4:

      'Chyba nie wielu'
      niewielu łącznie

      'chciałbym żeby żyła. '
      przecinek uciekł

      ' – Słyszałem, co mówiłaś Sasuke... '
      Coś z tego zdania uciekło.

      'pozwólcie mi zejść na dół choć na chwilę.'
      przecnek uciekł

      'Mój brat jest prawdziwym jego ucieleśnieniem. Jest przeklęty, opętany, ma moc samego szatana.'
      A ten co tam robi? Duh, pozostaje mi czekać na Jibrila, Jezusa i innych.

      '. Tylko o audiencję u kogo mieli wnosić wnioski. '
      Tu zdecydowanie lepiej radziłby sobie znak zapytania.

      'Kakashi stanął pod księgarnia'
      ucieknięty ogonek

      'Wiadomość zawierała, krótką prośbę '
      Co tu robi ten przecinek...?

      rozdział 5:

      'Włosy zdawały się być jedynie kiepskimi frędzlami do upiększania dywanowych rogów, co było winą zlepienia potem i krwią.'
      kołtuny i naturalnie pojawiające się dredy raczej nie ozdabiają dywanów :P

      'Dam Ci drugą szansę.'
      Znowu zaimek urósł z niewiadomych powodów

      'chwilę potem uderzył głową o ścianę'
      Duh. Nikt nie powiedział Lee, że więźniów nie bije się po głowie? Nawet Joker to wie! Jest dużo innych miejsc, które bolą, a jednocześnie są bezpieczniejsze w użytkowaniu.

      'Zdradzę Ci w sekrecie'
      argh

      'Ona znów ratowała mu życie. '
      Jeżeli tak, to Lee jest naprawdę, naprawdę zły w tej robocie. Wygodniejszy byłby ktoś z klanu Hyuuga, oni przynajmniej widzą dokładnie, co robią.

      'Naruto odłożył pióro'
      Um... czy oni przypadkiem nie używali w tym świecie pędzli?

      '– Dlaczego to z Tobą '
      Co jest, u licha, z tymi zaimkami?

      Rozdział 6:

      'Fakt, że udało mu się dopełnić obietnicę, złożoną lata temu'
      dopełnić (kogo, czego) obietnicy złożonej...

      'zakomunikowała Sakura, wchodzą do gabinetu'
      wchodząC

      Usuń
    2. 'Czuł za to dumę, ogromną dumę, która zabraniała mu patrzeć na osobę ,'
      spacja się przed przecinek wkradła

      '– Sakura twierdzi, że nie można Ci ufać'
      I znowu ten cholerny zaimek. Zaimki wielką tylko i wyłącznie w korespondencji, nie ma zmiłuj, jeżeli to miało mieć jakieś konkretniejsze znaczenie - nie wyszło.

      '– Od razu widać, że taki frajer jak ty jest na pewni z Konohy'
      na pewnO

      'Większość shinobi porozsyłanych po różnych zakątkach kraju ognia, '
      Kraj Ognia wielką, to nazwa własna

      'nie dawała znaku życia. To dawało '
      bardzo hojne powtórzenie :D

      '– Facet przy barze – rzucił cicho Uchiha, wyrywając się tym samym z lekkiego zamyślenia.'
      Ooookej, to brzmi jakby miał naprawdę poważny problem z rozdwojoną jaźnią. Albo klona siedzącego obok.

      'godzinę po felernej pomyłce ochroniarzem,'
      coś uciekło

      "Cale szczęście,"
      caŁe

      'wyroczni, która wybrała sobie za siedzibę najgłośniejsze miasto Kraju Ognia, by zagłuszyć wrzaski i krzyki jej strasznych przepowiedni.'
      swoich, nie jej. wrzaski i krzyki to dokładnie to samo, IMO.

      No i mi się skończyło.
      Wypadałoby więc coś powiedzieć...

      Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to fakt, że miejscami masz naprawdę ciężką bylicę. Serio, poproś Worda o zaznaczenie odmian słowa "być" i popatrz, jak bardzo plik się zrobi ciapaty. Wątpię, żeby akurat to stanowiło powtórzenie celowe ;)

      Drugim mankamentem są zaimki. Osobowe, które z bliżej nieokreślonych przyczyn występują zapisane wielką literą w cudacznych miejscach oraz dzierżawcze, które jak już się pojawiają, to stadnie i przeważnie w okolicy Sakury.

      Konohę raz odmieniasz, raz nie, wypadałoby się zdecydować, bo taki brak konsekwencji zgrzyta w zębach.

      Jeżeli o sam styl chodzi - tekst jest fajny. Utrzymujesz dosyć charakterystyczny ton przez cały czas, trochę mi się kojarzy w brzmieniu z Nabokovem, czy Rushdiem, oni też mają taki przyciężkawy (nie w znaczeniu nieporęcznego) styl. Sporo porównań, misz-masz w składni i nietypowe zwroty budują atmosferę, ale utrzymywane w sporym natężeniu przez dłuższy czas są trochę męczące (po 4 rozdziale musiałam sobie zrobić dzień przerwy od tekstu, prawdopodobnie w czytaniu po rozdziale przy kolejnych upach wrażenie nie jest takie silne). Czasami też wychodziło na tyle zakręcenie, że na pierwszy rzut oka wyglądało, jakby gdzieś się wkradłą literówka, co przeinaczyła znaczenie (a potem się okazywało, że jednak się nie wkradło, tylko po prostu wymuszasz na czytelniku poświęcenie tekstowi naprawdę sporo uwagi).

      Poza tym - nieliczne pierdoły, jeżeli o błędy typowo techniczne idzie. Robię więcej, więc prawdopodobnie powinnam się zamknąć, zanim wyjdę na kompletna hipokrytkę.

      Jeżeli idzie o kreację świata - mam wrażenie, że trochę nieświadomie dokonałaś europeizacji świata. Czy jak to tam określić, w każdym razie - przeciągnęłaś draństwo trochę za bardzo na nasz grunt kulturowy. "Naruto" niby jest takim smoothie z "Dragon Balla", fajnego pomysłu i instrukcji obsługi wiertarki, ale jednak jeżeli celować w jakieś rozwiązania taktyczne/żywnościowe, to zręczniej byłoby iść w ten daleki wschód, a nie przenosić wszystko na znajome podwórko. Bo wychodzi trochę dziwaczne wrażenie i sobie zaczynam takiego Uchihę wyobrażać w kontuszu.

      Usuń
    3. Nie znikaj;D dziękuję za pomoc, zaraz się odniosę do wszystkiego, tylko ogarnę cały tekst ;)

      Usuń
    4. Miejscami brakowało mi wiedzy/researchu na konkretne tematy.
      Dosyć boleśnie dało się to odczuć w scenie batalistycznej, kiedy miałaś dwie bandy shinobi i zamiast wykorzystać naprawdę wariackie możliwości, poszłaś raczej w taktykę znaną z miernych powieści fantasy - czyli jeden tłum wpada na drugi tłum i jakoś to będzie.
      Nikt nawet nigdzie nie zainstalował żadnej pułapki, siedzieli na pupach i emowali, że hokage powołuje się na prawo, które w tym świecie istniało już tak jakby od samego początku. Dokąd poszły wilcze doły i lanie wrzącego oleju na wroga, skoro już uderzyłaś w całe to oblężenie, zamiast walkę taktyczną?
      Niby wiem, że na celu miałaś bardziej zabawę w relacje pomiędzy bohaterami, ale to mnie rani, takie fajne źródło fajerwerków, bajerów i pretekst do naprawdę wariackiej narracji, kompletnie niewykorzystane!
      No i odczuwam głęboką chęć ugryzienia Cię w tyłek za to, że kompletnie olałaś sytuację gospodarczą Konohy. Wspomniałaś o problemach, potem czary-mary i wszystkie inne wioski przysyłają surowce, problem solved. Duuuh! To jest materiał na naprawdę potężną odnogę od fabuły, która pozwoliłaby odsapnąć od agstujących i przyciężkich losów zespołu 7, o okazji na wprowadzenie jakiegoś nowego bohatera pobocznego nie wspominając (i wygenerowałoby się więcej miejsca na flashbacki).


      Jeżeli idzie o kreacje bohaterów...
      Wydaje mi się, że trochę za długo zwlekałaś z wyjaśnieniem tego i owego. Przez te 40 stron tekstu po bohaterach znanych z kanonu zostały aż imiona i informacja, że coś się stało. Jakbyś ich ponazywała inaczej i publikowała to jako autorkę, to nawet bym się nie połapała, że tekst ma jakąkolwiek komiksową bazę i to nie jest pozytywna rzecz.
      To jest fanfik, osadzony w niedalekiej przyszłości, w określonych realiach, więc moja kanon-nazi dupsza czuje się nieciekawie, bo kanon wygląda, jakby go ktoś zatłukł łopatą i zakopał w lesie. Jeżeli wprowadza się jakąś zmianę, to powinna mieć ona wyraźne przyczyny - pewnie masz, ale do tej pory ukrywałaś je na tyle uparcie przed czytelnikiem, że teraz wkroczyliśmy (a przynajmniej ja wkroczyłam) na terytorium Wielkiego Whatever. Cokolwiek usiłowałaś osiągnąć poprzez suspensę i wstrzymywanie dostępu do informacji, straciło pieprzność tajemnicy, bo za długo zwlekałaś i nie rzucałaś po drodze wystarczającej ilości poszlak, żeby utrzymać zaintrygowanie. Flashback tu i ówdzie nikogo by nie zabił, a jeżeli ułożyłoby się wspomnienia niechronologicznie, to czytelnik w ramach bonusu dostałby puzzle do ułożenia.

      Z fabułą mam podobny problem, niby wiem, co się dzieje, niby jestem w stanie się domyśleć tego i owego, ale nieszczególnie mnie to obchodzi, bo nie zarzuciłaś lassa i nie wyjaśniłaś tego i owego.

      Ogólnie, to tekst pozostawia mnie mocno zmieszaną. Z jednej strony jest fajny język, bardzo ciekawe sztuczki ze składnią i ładnie zbudowany, odpowiadający wydarzeniom rytm słów, spore zdolności kreowania scen przy pomocy stosunkowo krótkich opisów - to są wszystko spore plusy.
      Z drugiej jednak jest masa zaprzepaszczonych szans i wątków, które błagają o dokochanie oraz ta nieszczęsna niewiadoma, która otacza wszystkich bohaterów. Trochę jakbyś wzięła ostry óż i wykroiła sobie pasujący kawałek historii/świata, a następnie odstawiła go, byle dalej od reszty(kanonu) i dodatkowo przykryła szklanym kloszem, żeby coś, nie daj bór, się nie przemieściło drogą powietrzną.

      Naturalnie, to moja i tylko moja opinia, staram się jakoś uargumentować to, co spływa z klawiatury mojej, więc miejscami może wyglądać trochę jak przykaz, czy coś - nieszczególnie zamierzenie, dosyć dawno nie pisałam komci/ocen i z wprawy wyszłam.

      Usuń
    5. Początkowo chciałam się odnosić do każdego z przytoczonych błędów, ale to bez sensu, bo raczej nie masz ochoty czytać usprawiedliwień i tego z czym się zgadzam, a z czym nie. To mi zależy, a nie Tobie. Tak więc jedynie podziękuję za uświadomienie mnie jak wiele literówek i bezsensownych określeń porobiłam już przy poprawianiu tekstu (choćby załamany głos).


      Co do wiedzy na temat Naruto, to ja nie zaprzeczam, że lekko leżę. W przedmowie próbowałam jakoś się wytłumaczyć, że kanon to mi macha z daleka i masz rację, że tworzę coś bardziej swojego niż fanfikowego. Żałuję. Musze wrócić do poprzednich rozdziałów.


      Co do sceny batalistycznej, to ja najzwyczajniej świecie się nie znam na tym, więc wolałam jak najszybciej zostawić to, opuszczając miejsce bitwy, żeby nie razić niewiedzą. Jak widać nieskutecznie. Widzę, że jednak warto do tego wrócić, a skoro nic nie stoi na przeszkodzie, to obiecuję (raczej sobie niż Tobie) naprawić zawalony fragment. Jak patrzę na to z perspektywy czasu, to naprawdę mogłam tam wiele zdziałać. Czas wrócić bliżej przyjrzeć się walkom.

      Kiepska sytuacja finansowa wioski jeszcze odbije się echem, co już zostało mi podpowiedziane ostatnio.

      Nie odnoszę się do wszystkiego, co napisałaś, ale wszystko wezmę na swój sposób do serca. Bardzo dziękuję za poświęcenie mi tyle czasu. Naprawdę taki komentarz pcha mnie do przodu.

      Usuń
    6. Hah, ale dlaczego opuszczać miejsca, żeby nie razić niewiedzą, zamiast wziąć w łapy książki i się dowiedzieć? :D
      Rzeczy, jakie ludzie wyczyniali są czasami naprawdę niewiarygodne i nic, ino notatki robić, żeby było na zaś. Albo na anegdotkę przy piwie, bo niektóre historie są zbyt niewiarygodne, żeby nadawały się do prozy.
      Przy okazji mogłabyś zerknąć w stronę tortur, bo ten wątek też trochę olałaś, mimo że miałaś całkiem sporą okazję i wymówkę (Konoha ma sprawny T&I, więc muszą mieć całkiem zacne metody zdobywania informacji od jeńców wypracowane).

      Za komcia nie ma sprawy, jak mnie coś bardziej zainteresuje, to lubię robić łapankę, a samą głupio publikować, więc staram się omówić tekst. Komentarze autorom dobrze robią, wiem z doświadczenia ^_^

      Usuń
    7. No wypadałoby przeczytać kilak książek na ten temat, bo bazowanie na Wiedźminie, Ogniem i Mieczem, Potopie i grach komputerowych jest raczej kiepskie. Gdyby jeszcze czasu mieć tyle, żeby czytać książki i wynosić z nich jakąś naukę.

      Do tortur zabierałam się ze trzy razy i początkowo to Ino miała zaglądać do umysłu, tak mało efektownie, ale to wyszło jeszcze gorzej. Teraz się w tym zamotałam za bardzo, żeby zmieniać całą scenę, ale mogę wprowadzić kosmetyczne poprawki. Zmienię te ciosy i inne duperele na coś innego... Może coś w stylu gestapo albo NKWD.

      Gdybyś umieściła same łapanki, to pewnie bym to olała, bo momentami brzmią trochę niegrzecznie. ;)

      Usuń
    8. Niegrzeczne łapanki? Duuh, a i tak spuściłam z tonu, bo się nie znamy i niezręcznie byłoby mi pisać bzidkie rzeczy... ^^'
      Po prostu wychodzę z założenia, że po dosadniejszym komentarzu łatwiej zapamiętać, czego nie robić. Nigdy też nie miałam kontaktu z łagodnymi betami, więc nie za bardzo potrafię wyczuć, gdzie leży granica.
      Zawsze się można mścić, abouta w profilu mam ogólniedostępnego, w aboucie linkasa do fujfujneta. ;)

      Czas się znajdzie zawsze, trzeba tylko odpowiednio kombinować i porzucić głupie nawyki pisarskie, które zjadają lwią część czasu poświęcaną na pisanie (porzucanie głupich nawyków zajmuje rok albo jedno wygrane NaNoWriMo, które potem się do niczego nie nadaje X3).

      Usuń
    9. Ja zapamiętuję każdy komentarz, ale może nie wszyscy tak mają. Mszczę się tylko za SPAM, więc to by odpadało.

      Ja dawno nic nie wygrałam, ale domyślam się, że Ty tak, więc gratuluję! ;p

      Jak znajdę choć odrobinę czasu to wezmę się za odrobinę ambitniejszą lekturę, która wniesie coś do mojego opowiadania. Dziękuję za popchniecie mnie do tego.



      Usuń
    10. W NaNoWriMo wygrywasz powieść, którą sama napisałaś w miesiąc.
      Którą następnie ukrywasz na dysku, płonąc ze wstydu i takie tam inne, bo samo napisanie powieści w miesiąc mówi to i owo o jej jakości... ale masz powieść w miesiąc! :D I jest przy tym kupa frajdy, mimo że w trzecim tygodniu szczerze nienawidzisz klawiatury. Polecam przetestować imprezę, dla samego sprawdzenia własnych możliwości przerobowych.

      Usuń
    11. Przyznam, że brzmi intrygująco, kiedyś się pewnie skuszę, ale w celach poznawczych. W miesiąc napisać powieść, no zdarza się niektórym. Wesele było w jedną noc pisane podobno albo chłopki, zawsze mi się myli.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czekam na więcej , bardzo mnie wciągneło ahh.. jeszcze nie czytałam nigdzie aż tak dobrego opowiadania o świecie Naruto jak u ciebie . Mama nadzieję że niedługo wyjdzie nowa notka bo się doczekac nie mogę , hmm dla mnie to mogłabyś dodać jakiś paring jako tło żeby coś jednak między bohaterami się działo , ale i tak fajnie się czyta , pozdrawiam ;)

      Usuń
  8. kiedy następna notka ??

    OdpowiedzUsuń
  9. eeej kiedy bedzie nastepna notka , odpisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmm... gdzie ty jesteś? Jakoś szukam cię i szukam w tym opowiadaniu, rozpaczliwie przedzieram się przez kolejne akapity i nic...
    Nie chodzi mi o fabułę, kreowanie postaci i całą resztę, ale o ciebie. Istotę tego czym jesteś, tego czym się w życiu kierujesz i jaką jesteś osobą. Albo jesteś nieprawdopodobnie skryta, albo nie utożsamiasz się z żadną postacią w tej historii i nie jesteś do jakiejkolwiek w jakikolwiek sposób emocjonalnie przywiązana. To działa na twoją niekorzyść. Tego też twojemu opowiadaniu brakuje. Twojej otwartości.
    Powiedz mi, kiedy piszesz to opowiadanie, to czujesz coś? Co cię napędza? O czym myślisz?
    To jest ważne.
    Jestem trudnym czytelnikiem. Dlatego niewiele blogów już czytam. Wiesz dlaczego? Bo stawiam pytania, na które autorzy nie są w stanie odpowiedzieć. Bo moja dociekliwość, podobnie jak dociekliwość Sokratesa, irytuje. Bo patrzę na wszystko. Najpierw czytam, a potem powoli przeżuwam, odsłaniając każdą warstwę. Im więcej tych warstw tym lepiej. Czasami nie ma ich wcale.
    Najbardziej lubię te twory, które mają w środku jakąś esencję i nie są tylko powłokami osłaniającymi pustkę.
    Mam nadzieję, że chowasz dla mnie gdzieś jakieś jąderko, bo póki co takowego się nie doszukałam.
    Eh... wyjątkowo podobała mi się ta sytuacja z baru. Upici Lee i Sasuke. To było inne. Nie wzdrygasz się przed łamaniem kanonów. Za to cię lubię.
    Na ten rozdział to tyle.

    PS. Szklanka może być do połowy pusta, albo do połowy pełna. Zależy jak kto patrzy. Czyżby ironia sokratejska?

    OdpowiedzUsuń
  11. Duet Sasuke z Lee, ciekawy ;)
    Okradziony Lee, w sumie można było się domyślić tego po Sasuke ;)
    Najbardziej jednak rozwalił nie stan Sasuke w jakim znalazł go Lee ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    http://sasusaku-wiecznie-zywi.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za chęć skomentowania.
Pamiętaj, aby zostawić na koniec link.
Wolałabym, aby komentarz był podpisany, nawet jeśli piszesz z anonima.

"Na podstawie Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 4 lutego 1994 r., publikator: Dz. U. 1994, nr 24, poz. 83, tekst jednolity: Dz. U. 2006, nr 90, poz. 631 oświadczam, że wszelkie prawa do publikowanych przeze mnie materiałów należą wyłącznie do mnie i niniejszym nie udzielam zgody na wykorzystywanie moich materiałów do jakichkolwiek celów bez mojej zgody."